Był sobie raz słonik. Dopiero co się urodził i wszystko było dla niego nowe i niezwykłe. Z dziecięcą prostotą przyglądał się otaczającemu światu, czując, że czegoś mu w nim brak. Drzewa, które go otaczały były nie takie, jak powinny, słońce świeciło zbyt słabo, a w sercu malucha czaiła się tęsknota za bezkresną przestrzenią, którą można przemierzać z dumnie uniesioną trąbą. Rodzice powiedzieli słonikowi, że to, za czym tęskni to Afryka, ojczyzna każdego słonia, nawet jeśli nigdy jej nie widział. Nawet jeśli, tak jak nasz mały bohater, od urodzenia mieszka w zoo, daleko, daleko od gorącego kontynentu. Czemuż by więc nie spełnić swoich marzeń i nie wyruszyć do Afryki? Przecież, skoro się czegoś bardzo, bardzo pragnie, należy po to sięgnąć, a nie siedzieć ze zwieszoną trąbą i zakładać, że to po prostu niemożliwe. Wystarczy zostać najmniejszym słonikiem świata i, niczym kot, przecisnąć się między kratami klatki w zoo. A potem wyruszyć na spotkanie przygody, słońca i bezkresnych równin dzikiej wolności.
Jeśli szukacie naprawdę dobrze napisanej książki dla dzieci, z czystym sumieniem mogę polecić opowieść Macieja Szymanowicza. Inteligentna, ale nie górnolotna, zdystansowana, ale nie kpiąca, igrająca z tematami mrocznymi i trudnymi, zaczarowując je nietypowymi, baśniowo - magicznymi zakończeniami. Cudownie pomysłowa, zaskakuje niespodziewanymi zwrotami akcji i nieszablonową fabułą. Pełna humoru i mocno wyczuwalnego dystansu do świata, zdaje się żartować z siebie i utartych, literackich konwencji. Mnie zauroczyła - sprawdźcie, czy oczaruje i was.