To jedna z tych umiejętności, która wzbudza zachwyt w babci i dziadku, ale co najważniejsze - prowadzi dziecko w świat mierzalności i zrozumienia. Liczenie - bo o nim oczywiście mowa - to bilet do poznania świata. I chociaż może się wydawać, że pomiędzy zawiłościami matematyki, a prostym “od jednego do dziesięciu” jest przepaść, to jedno wynika z drugiego.
Nic więc dziwnego, że książek wspomagających dzieci w nauce liczenia jest wiele. Sztuką jest jednak stworzyć taką książkę, która zostanie z dzieckiem na dłużej. Której brzegi wytrą się od ciągłego otwierania. Tego zadania podjęło się rodzeństwo uznanych twórców - pisarz: Michał Rusinek i ilustratorka: Joanna Rusinek.
Bohaterem “Liczydła” jest robaczek. Bardzo wygimnastykowany robaczek, któremu nie straszne najbardziej zaplątane zawijasy, wzięte jakby z robaczkowej jogi. Stworzonko to ma pewną pasję (poza pożeraniem liści oczywiście). Jest to układanie się w kształty różnych cyfr. Nie jest to proste zadanie, ale robaczek dzielnie próbuje i… to mu się udaje! Czy będzie to połamana piątka, zawinięta ósemka czy brzuchata trójka, nasz bohater daje sobie radę. Nawet z czwórką podołał, choć trzeba było zatrudnić dodatkowe źdźbło trawy. Wydaje się, że fantazji nie ma granic i wszelkie możliwości stoją przed robaczkiem otworem. Jednak - trafiła kosa na kamień, gdy przyszło z krainy cyfr przenieść się do krainy liczb i stworzyć… dziesiątkę.
Oczywiście nie zdradzę jak kończy się ta historia. Chciałabym się na chwilę zatrzymać i zwrócić uwagę na to, co jeszcze w tej małej książeczce ważnego. Przede wszystkim: jej rytm. Dzieci wcale nie muszą jej kojarzyć jako książki do nauki liczenia - to po prostu zabawna wierszowanka, jedna z tych, którą fajnie posłuchać u mamy lub taty na kolanach. A liczenie? O to nie trzeba się martwić - ono “wejdzie” do głowy przy okazji! Poza tym, to też historia o tym, że nie zdobędziemy świata w pojedynkę. Czasem przyda nam się pomocna dłoń… czy może raczej łapka. Albo sto łapek. Ups! Chyba zdradziłam za dużo!
Książka “Liczydło” to jednak nie tylko sam tekst. To też ilustracje, które są dokładnie takie, jakie mają być czyli… przyjemne dla oka! Idealnie współgrają z tekstem (podbródki wujka - mistrzostwo), są odpowiednio stonowane, ale bogate w znaczenia. No i to robaczkowe liczydło na okładce!
Moje dzieci są już duże. Ich umiejętności liczenia pożeglowały daleko poza horyzont pierwszej dziesiątki. A jednak - pamiętam naszą książeczkę do nauki liczenia. Z lekka już podniszczoną, ale nadal stojącą dumnie na półce. Poza tym, znam ją niemal na pamięć - bo przyznam, że to bardzo dobra książeczka. I w tym właśnie podobna do “Liczydła”, które tak samo może być zapamiętane przez kolejne pokolenia dzieci i ich opiekunów. Które trochę zużyte będzie stało obok innych dziecięcych książek z poczuciem dobrze wykonanej misji - misji: “nauka liczenia”.
W takim razie w jaką cyfrę ułoży się dziś robaczek? Cóż, robaczki takie są: układają się, jak chcą.