Hiszpanie mówią o swoim kraju w liczbie mnogiej – te Hiszpanie. Pewnie mają rację, bo to mozaika różnych regionów, języków i tradycji. Wielobarwna mozaiką są również bajki z „Księgi potworów”.
Znajdziemy tu opowieści z poszczególnych krain: Kastylii, Katalonii i Asturii, ale też Balearów i Wysp Kanaryjskich i z różnych czasów. Na kartach księgi występują oczywiście potwory z klasycznych mitów, jak ogry, olbrzymy, syreny, smoki czy skrzaty ale jest też trochę „smakołyków lokalnych”, między nimi węże i moje ulubione połykacze(!). Są tu opowieści o pradawnych potworach, ale też
całkiem nowoczesne narzędzia. Daje nam to przekrój prze to co niesamowite, tajemnicze i bajkowe na dalekim Półwyspie Iberyjskim.
Księga potworów, to nie bajeczki dla małych dzieci, ale raczej dla uczniów i to z życzliwym wsparciem rodziców. Skłaniają do tego nie tylko merytoryczne omówienia potworów, ale i spora brutalność historii. Ich bohaterowie maja gorącą krew i są gotowi bez pardonowo walczyć o swoje, mścić się i karać.
Moim dzieciom i mi podobała się różnorodność hiszpańskich bajek i ich świeżość. Oczywiście znajdziemy tu księżniczki zamienione w żabki, czy kobiety starające się o potomstwo, ale nudno na pewno nie będzie. Historie często zaskakują i można w pełni poczuć smak półwyspu iberyjskiego.
Hiszpańskie potwory ilustrował Marin Minor, to kolejny powód do otworzenia książki. Rysunki pięknie oddają klimat opowieści, intrygują i trochę straszą. Nie są cukierkowe, a raczej pełne emocji i tajemnic.
Agnieszka Zasadzka