Czy zdarza Wam się czasem wrócić po pracy do domu i pragnąć jedynie chwili ciszy i spokoju, gdy tymczasem Wasze dzieci mają zupełnie inne plany co do Waszej osoby?
Ja miewam takie dni. Tata Różyczko też, jest bowiem bardzo zapracowanym rodzicem. A jednak gdy zasiada w fotelu, jego bardzo kreatywne pociechy mają już tysiące pomysłów na to, jak spędzić z tatą czas. Jesteście ciekawi, jak wygląda dzień w domu Różyczków? Koniecznie zerknijcie więc do naszej recenzji, gdzie pokazujemy dwie książki, które po ponad 10 latach wracają na księgarniane półki dzięki wznowieniu nakładem Wydawnictwa Bona. Z radością patronujemy temu wznowieniu i przedstawiamy – oto „Tato, popłyńmy na wyspę!” oraz „Tato, zbudujmy domek!”.
Paweł Różyczko zasiedział się w pracy. Gdy odebrał telefon od swoich dzieci, był bardzo zaskoczony, że jest już czwarta. Szybko rzucił do słuchawki „Niech to dunder, już do was biegnę! Pobawcie się tymczasem w coś ciekawego”* i ruszył do domu. Dojechawszy na miejsce trochę się zdziwił, że wszędzie jest tak czysto, i tak cicho. Wyciągnął się na leżaku, otworzył gazetę i dopiero wtedy dotarło do niego, że ta cisza i ten spokój raczej nie zwiastują niczego dobrego! I wcale się nie pomylił…
Gdy wszedł do ogrodu jego oczom ukazał się bardzo nietypowy widok. Na środku trawnika piętrzyła się sterta przeróżnych rzeczy. Meble, kwiaty doniczkowe, zegar wahadłowy (tak, TEN zegar!), a nawet mandolina po dziadku i paczka cygar – było tam po prostu wszystko. I zanim Paweł Różyczko zdążył zadać sobie jakiekolwiek pytanie, dzieci wyjaśniły mu o co w tym wszystkim chodzi. Otóż ogród przestał być ogrodem i stał się… wysypiskiem Bździąg! Nikt się jednak nie spodziewał, że sterta rupieci stanie się dla dorosłych inspiracją do zupełnie innej zabawy. Gdy sąsiad Różyczków, pan Rurka, zerknął na stertę rupieci, od razu zobaczył tam mnóstwo materiałów do zbudowania fenomenalnego domku na drzewie, takiego z wieżą strażniczą, wytapetowanym salonem i mnóstwem innych udogodnień, których nigdy nie miał w swoim własnej, zbudowanej na drzewie bazie. Jak zakończy się ta historia? O tym musicie przeczytać sami!
Oj, ta przygoda Różyczków jest po prostu fantastyczna. Olaf, Konstanty i Anna Maria ubawili mnie do łez. Ich kreatywność w czasie budowy domku zasługuje naprawdę na największą pochwałę! Jeśli zastanawiacie się, z czego można zrobić paprykę w proszku lub co można zrobić z kilkoma kartonami trocin, to kilkuletni bohaterowie tej książki szybko Wam wyjaśnią co i jak! Nie mniej zabawni są tu dorośli. Ich wymiany zdań, ogromne ambicje i potrzeba rywalizacji w czasie zabawy z dziećmi, no cóż, nie mogły być bardziej prawdziwe. Pewnie każdy z nas ma na sumieniu podobne grzeszki, co Pan Różyczko i pan Rurka! I to chyba właśnie dlatego tak świetnie czyta się książki o ich przygodach. Choć nie brak w nich karykatury i odrobiny absurdu, to nie można im odmówić wybornego humoru i ważnego przesłania. By jednak nie zabierać Wam przyjemności z lektury, nie powiem nic więcej!
Gorąco polecam książki „Tato, popłyńmy na wyspę!” oraz „Tato, zbudujmy domek!” do wspólnej lektury z dziećmi już od 5. roku życia. To naprawdę świetne opowieści o rodzinie, która budzi ogromną sympatię i w przygodach której każdy z nas dostrzeże coś ze swojego życia. Zapewne znacie ten moment, w którym w domu zapada idealna wręcz cisza, a Wy jesteście przekonani, że zaraz staniecie się świadkami wydarzeń tak niezwykłych i tak dziwacznych, że jeszcze długo będziecie opowiadać o tym w czasie spotkań z przyjaciółmi… To właśnie takie historie, pełne dziecięcej pomysłowości, doprawionej szczyptą rodzicielskich potknięć w tym najbardziej uroczym wydaniu, znajdziecie na kartach tych książek. Całość zaś w przyjemnej, tak charakterystycznej dla skandynawskich twórców szacie graficznej, niedoskonałej, nielukrowanej, a jednocześnie urzekającej i bardzo pasującej do przedstawianej tu Różyczkowej rzeczywistości . Co tu dużo mówić, warto po te książki sięgnąć! I nie mogę się doczekać wznowień kolejnych tomów z serii, poświęconej przygodom Pawła Różyczko i jego małych urwisów.
AUTOR: Martyna Warmus