Trzy ciepłe i pełne dobroci opowieści o przygodach Misi. Tym razem bohaterka - mała weterynarz rozumiejąca mowę zwierząt rusza wraz z tatą na biwak na Narew.
Nie zdążyła jednak nawet zamknąć oczu, bo w tej samej chwili tuż nad jej głową rozległo się donośne „plask”. Dźwięk dochodził z tak bliska, że przestraszona dziewczynka momentalnie straciła ochotę na sen. Poderwała się z miejsca. Popik zaraz znalazł się przy Misi.
– Plask, plask. – Rozległo się jakby trochę wyżej. – Plask, plask.
Misia sięgnęła po latarkę. Jasny krążek powoli przesunął się po ścia- nach namiotu. Na chwilę zapadła cisza, a potem rozległo się wyraźne:
– Rech, rech... Rech, rech...
Misia odetchnęła z ulgą i ze śmiechem szepnęła przyjacielowi.
– Nie ma się czego bać, Popiku. To tylko żaba. – A potem zerknęław górę i odezwała się nieco głośniej. – Nie chciałam cię wystraszyć, żabko. Już gaszę latarkę. A co ty właściwie tutaj robisz?
Czas odpoczynku nie znaczy jedna wcale, że jest się zwolnionym z empatii i odpowiedzialności za innych. Każda z historii ma innego zwierzęcego bohatera, któremu Misia rusza z pomocą żabie dręczonej przez chłopca, trzciniakom (niewielkim ptaszkom), którym zniszczyło się gniazdo oraz wydrze uwięzionej w sieci kłusowników.
– Karee karee, kit, kit! – ponownie coś zaświergotało. – Kare kit.
Popik przechylił łebek, próbując wypatrzeć posiadacza dziwnego, skrzeczącego głosu. Jednak Misia nie zamierzała spędzać na plaży więcej czasu.
– Oczywiście, nie będziemy wam przeszkadzać – powiedziała w kierunku trzcin, a potem schyliła się po sandałki i skinęła na Popika. Dopiero gdy oddalili się od zatoczki, wyjaśniła zdziwionemu przy- jacielowi. – Gdzieś w tych szuwarach trzciniak odchowuje pisklęta. Przywitał się z nami i prosił, żeby mu nie przeszkadzać. Jego młode za kilka dni będą opuszczać gniazdo.
Każdemu z tych zwierząt dziewczynka udziela wsparcia i otuchy w dobrych chwilach. Co ważne, nie udziela pomocy, jeśli sobie tego nie życzą (wszak potrafią z nią rozmawiać). Takie postawy powinniśmy uczyć dzieci i uczyć się również sami.
– Łła łła kłi! Pchrr! – w tej samej chwili rozległo się z wody.
– Ktoś tam jest i potrzebuje pomocy! – zawołała Misia i razem z tatą podbiegli do psa.
Pan Wojtek podał córce aparat i zrzucił buty, aby wejść do wody. Stojąc obok znalezionej przez Popika gałęzi, rozchylił wysokie trawy. Rozejrzał się uważnie wokół. Przez chwilę panowała cisza, a potem nagle coś zatrzepotało i zapiszczało. Gruby konar drgnął, trącając mężczyznę w łydkę.
– Tu, tato! Zobacz! – Misia zauważyła linkę przywiązaną do gałęzi.
Pan Wojtek od razu chwycił za sznurek i zaczął ciągnąć. Nie było łatwo. Co chwila coś jakby próbowało mu ją wyrwać. Szamotało się i piszczało. Popik niecierpliwie przestępował z łapki na łapkę. W końcu tata szarpnął linkę mocniej i wyciągnął z wody jakiś dziwny ruszający się kłąb sznurków.
– Sieci kłusowników... – szepnął zmartwiony.
– A w nich wydra!