Pięć minut – to dużo czy mało? I kto ma o tym decydować? Zwykle to rodzice biorą czas w swoje ręce i orzekają, że „czas wracać”, „czas kończyć”, „czas wychodzić”… Ale to przecież dzieci są ekspertami od czasu, bo potrafią rozciągać go na wszystkie strony, przelewać każdą minutę, jak kroplę (a może cały ocean?) wody, cedzić ją i obracać w dłoniach, jak czarodziejską kulę. I, w przeciwieństwie do rodziców, zawsze mają czas.
„Jeszcze pięć minut” Marty Altés (wydawnictwo Tako) to zabawna refleksja nad czasem widzianym oczyma dziecka, które – teraz już mam pewność! – zna się na czasie zdecydowanie lepiej niż rodzic. Dziecko dobrze wie, że zawsze jest czas na kałuże, obserwację ptaków i nowe znajomości – nawet, jeśli tata twierdzi inaczej. Tata wprawdzie nosi zegarek i często na niego spogląda, ale nie wynika z tego nic sensownego, jak zdają się twierdzić jego dzieci. Jestem przekonana, że wielu rodziców podczas wspólnej lektury spojrzy na swoje zmagania z czasem oczyma dziecka, które może nie zna się na zegarku, ale wie, na co powinien zawsze być czas. Na szczęście czas na wieczorne czytanie bajki to czas bardzo ważny zarówno dla dzieci, jak i dla taty. To wspólny czas.
„Jeszcze pięć minut” to wprawdzie lektura dla mniej więcej czterolatka, ale i starsze dzieci będą miały z niej dużo radości – z łatwością dostrzegą „mruganie okiem” do małego czytelnika – eksperta od czasu. Z pewnością niejeden zabiegany i zapracowany tata doceniłby prezent w postaci takiej książki (wybaczcie, mamy, ale tym razem tata jest - obok dzieci - głównym bohaterem, choć dam głowę, że wiele mam mogłoby z powodzeniem identyfikować się z nieco zagubionym w czasie tatą). Ilustracje Marty Altés mistrzowskie: ciepłe, pastelowe, przyjemne dla oka, doskonale oddające bliską więź łączącą bohaterów.
Aleksandra Struska-Musiał