Cudowny moment powrotu do domu, kiedy dzieci od progu rzucają się na mnie z radosnym „Mama!”. Natychmiast jednak odzierają mnie z cudnej iluzji, wyrywając mi torbę ze zniecierpliwionym „Masz? Przyniosłaś?”
Oto nasza rodzinka: 8-letnia Laurka i 4-letni Wituś, którzy nad zabawki cenią sobie książki. A ponieważ mimochodem rzuciłam dzień wcześniej informację o nowej lekturze, mogłam spodziewać się jedynie takiej żywiołowej sceny powitalnej. Natychmiast zlokalizowali książkę w mojej torbie i już zgodnie, ramię w ramię, powędrowali oglądać swój nowy nabytek.
Książka ta to niezwykle atrakcyjna graficznie, trzecia część z serii opowiadań o losach siedmioletniej Misi, sympatycznej pani weterynarz. Miła rudowłosa dziewczynka oraz jej kudłaty psi pupil przypadli do serca nie tylko mojej córce – notabene równolatce bohaterki – ale także i synkowi, który przepada za historyjkami o zwierzętach. Ledwie zdążyłam się rozebrać, a oni już siedzieli w swoim kąciku i czytali (Laurka) oraz oglądali (Wituś) książeczkę. Raz nawet przyłapałam ich na… wąchaniu kartek!
Kilka słów na temat samej publikacji. W twardej okładce umieszczono trzy krótkie opowiadania, idealnie nadające się na spokojną lekturę przed snem. Kolorowe ilustracje przyciągają wzrok i zachęcają do ponownego sięgnięcia po tomik, zaś miły, śliski w dotyku papier pozwala wygodnie przewracać kartki nawet małym dzieciom, bez obawy o rozerwanie ich.
Misia jest już stałym gościem w naszym domu. Dzieciaki domagają się stanowczo poznania wcześniejszych części (co ułatwia nam decyzję o prezencie pod choinkę). Córka po powrocie ze szkoły zasiada z Misią w fotelu i czyta sobie na głos, co szybko zwabia nasze młodsze dziecię. Siedzą sobie zgodnie i chodzą z małą panią weterynarz po górach, ratują łabędzia, pomagają małym futrzakom… Więcej nie zdradzę.
Córka, zapytana o określenie jednym zdaniem, co sądzi o nowej lekturze, powiedziała „Jest superowa, fantastyczna”. Synek na pytanie, co mu się podobało najbardziej, odpowiedział lakonicznie „wszystko” - po czym wyrwał mi książeczkę i popędził do swojej kryjówki.
Czyż nie jest to najlepsza recenzja?
Urszula Lachiewicz