Tak się czasem dzieje, że nadzieja na beztroskę, choć są już wakacje, zamienia się w niepokój i lękowe oczekiwanie. Tak to już bywa, że nie każdy dobry uczynek, nawet jeśli uratowało się „dziewięć dżdżownic i cztery ślimaki” spotyka się z nagrodą. Bo może być i tak, że stanie się coś, czego nie tylko się nie spodziewa, ale też o czym nawet strach pomyśleć. Tak się też stało Duni, a właściwie jej tacie. Potrącił go samochód i musiał bardzo, bardzo długo leżeć w szpitalu. Na szczęście rodzice przyjaciółki – Fridy zabrali dziewczynkę na wspólne wakacje. Czyżby znów pojawiła się szansa na beztroskę? Owszem, kąpiele w morzu, budowanie szałasów, sprzedawanie kawy i przekąsek to coś niezmiernie przyjemnego, ale nikt nie przekona Duni, że obok braku telefonu od taty, podczas gdy dotychczas dzwonił codziennie, można przejść obojętnie...
Dunia dobrze wie co to niepokój. Dunia zaczyna podejrzewać, ba, jest tego nawet pewna, ze tata przestał za nią tęsknić... I wreszcie „wychodzi szydło z worka” - tatuś znalazł sobie dziewczynę! To nie mieści się w głowie Duni... Na dodatek przyjechał z nią w odwiedziny do swojej najukochańszej córki. Nie tylko Dunię to dotyka. Jej przyjaciółka Frida spieszy z odsieczą – trzeba zrobić wszystko, by dać nauczkę tej Werze! Oj, dają! Rozczarowanie, smutek, zazdrość, złość... Emocjonalna mieszanka wybuchowa wcale nie dziwi. Nie tak dawno dziewczynka bała się, że straci tatę a teraz okazuje się, ze właśnie go traci – zabiera jej go jakaś Wera...
Potrzebne są trudne emocje, aby przemyśleć sobie wszystko jeszcze raz. Tego wieczoru tata nie zapomniał zadzwonić. Tego wieczoru tatuś i córka powiedzieli sobie tyle, że nadzieja na beztroskę okazała się całkiem bliska. Tak, niedługo Dunia z Werą, no i oczywiście Frida, pojadą pojeździć na islandzkich kucach...
To kolejna opowieść o siedmioletniej Duni i jej życiu. To kolejna porcja uczuć, które choć spisane ręką dorosłej, niewątpliwie pochodzą od dziecka. Książkę czyta się tak, jakby napisała ją osobiście Dunia, sięgając po właściwy sobie czyli dziecku sposób narracji, język, sposób widzenia świata. Choć troski i niepokoju jest wiele, znajdziemy też radość, pociechę, nabierzemy przekonania, że o wszystkim można i trzeba rozmawiać. Można popatrzeć oczami dziecka i poczuć tak jak ono. Można się przekonać, że zawsze porozumienie jest możliwe.
Dość duży druk, całkiem spora ilość sympatycznych ilustracji oraz oczywiście sama treść sprawiają, że można książkę polecić początkującym czytelnikom. Również dorosłym, którym nieobojętne jest rozumienie świata dziecięcych przeżyć i doskonalenie się w tym.
Mama Anna