Warszawa 1978, KAW.
Seria „Muzeum Książki Dziecięcej poleca” daje znakomitą okazję, by młodym czytelnikom XXI wieku przybliżyć książki, których treść i walory estetyczne stanowią nieprzemijającą wartość. Wiele polskich książek wydanych przed laty dałoby się porównać z dziełami literatury obcej, które są wciąż wznawiane i stanowią obowiązkową lekturę dzieci na całym świecie. Odnosi się to zarówno do tekstu, jak i do wspaniałych ilustracji. Nie przypadkiem mówi się z uznaniem o polskiej szkole ilustracji – zjawisku, które nie ma sobie równych na świecie. Do przedstawicieli młodszego pokolenia polskiej szkoły ilustracji należy także Teresa Wilbik. Wspólnie z autorką tekstu Marią Terlikowską stworzyły w latach 70. książkę Drzewo do samego nieba, którą powinno znać każde współczesne dziecko.
Fabuła książki jest prosta. Tytułowe drzewo rośnie wśród starych brzydkich kamienic okalających jeszcze brzydsze podwórko. Lubi je wielu lokatorów, ale przede wszystkim lubią je dzieci, a zwłaszcza chłopcy, którzy spędzają na nim każą wolną chwilę. Wejście na pierwszy konar drzewa nie jest proste. Wymaga „dorośnięcia” do tej czynności. To swego rodzaju inicjacja. Można ten motyw rozumieć dosłownie, można też metaforycznie, jako dojrzałość dorastającego dziecka do zrozumienia ważnych ludzkich spraw. Z kolejnych konarów ogromnego drzewa dzieci poznają swoich sąsiadów, zaprzyjaźniają z nimi, uczą się rozumienia ich problemów, które są czasami bardzo trudne (np. samotność sympatycznej i życzliwej starszej pani, która w wojnę straciła własne dzieci). Stare kamienice opisane w książce są przeznaczone do rozbiórki, a drzewo do wycięcia. A jednak to ono właśnie przetrwa – dzięki dzieciom i niektórym dorosłym.
Drzewo do samego nieba to piękna, pełna poezji opowieść, także o wydźwięku ekologicznym. W sytuacji, kiedy często wycina się w wielkomiejskich osiedlach zdrowe drzewa, by na ich miejscu zbudować garaże lub smutne betonowe place, ta książka może zachęcić do refleksji. Bardzo pomysłowe, przemyślane ilustracje, a właściwie kolejne warianty jednej ilustracji, wydobywają i podkreślają walory tekstu. Należy powiedzieć, że obie warstwy – plastyczna i literacka – stanowią tu nierozerwalną całość. Niewątpliwie warto tę książkę udostępnić współczesnym dzieciom.
Ewa Gruda (Muzeum Książki Dziecięcej; krytyk literatury dla dzieci i młodzieży)