Czytanie Zaklętej uliczki rozpoczęłam od jej oglądania, z wielką przyjemnością zaglądając w oświetlone zaklętymi latarniami zaułki stworzone ręką Eli Śmietanki - Combik, chętna, by zostać tam na dłużej... Ilustracje są po prostu piękne – nic dodać, nic ująć. Łączą w sobie subtelność, dziecięcość, delikatność i baśniowość. Kolorystycznie wyważone, nie ma w nich nic z krzykliwości i bylejakości. One również są zaklęte, te ilustracje, jestem tego pewna...
Pięknie wydana jest Zaklęta uliczka, począwszy od okładki, po której warto przeciągnąć palcem, by wyczuć zróżnicowaną fakturę - po porządne, kremowe nieco kartki zapisane sporą czcionką. Wysmakowana w całości i w szczególe. Oczywiście tak samo mocną stroną jest tekst – króciutkie opowieści, w których i rymy, i rytm, i piękna polszczyzna, i pomysł na opisanie baśniowego świata. Też są piękne te opowieści.
Nie ma w nich nic przypadkowego. Mnóstwo tu kolorów - „srebrny świt, który w czarnej był rozpaczy”, „wzgórze w purpurze”, „świtu srebrne oko”, „rycerze ubrani w utkane ze srebra pancerze”, „krzak, co złotą kwitł różą”. Piękne, prawda? Są też zapachy - „raz pachniała jaśminem, raz tarniną i rdestem”, kamienie – diamenty, malachity, opale. Jest humor (na przykład opowieść o kocie, który zatrudnia myszy do pilnowania świec w lichtarzach, bo w jego grocie ciemno jak w studni), magia i ulotność. Wszystko we właściwych proporcjach i na miejscu. To obserwujemy przemianę czarownika w zaangażowanego opiekuna małej królewny lub skrzeczącej wiedźmy w przystrojoną w drobne kwiatuszki wróżkę. Innym razem zaś karetę z niewidzialnym pasażerem a raczej pewnie pasażerką, skoro widać tylko wachlarz i rękawiczki... Słyszymy chrapanie jadącego wąwozem księcia śpiącego na poduchach. Czujemy powiew ukrytego w wachlarzach dwunastu księżniczek wichru. Wyobrażamy sobie jak bardzo magiczny, zaskakujący, poetycki jest świat baśni.
Delektując się tą książką z pewnością uruchomicie tęsknotę za tym, co można znaleźć w zaczarowanym świecie baśni... Sama słodycz i poezja.
Anna Kossowska-Lubowicka