Bardzo lubię twórczość Doroty Gellner. Jej ostatnią książkę pod tytułem Zaklęta uliczka otworzyłam więc z wielką ciekawością i… wpadłam. Przeczytałam ją w całości tam, gdzie stałam – na placu zabaw, na którym byłam z córką. Cały czas uśmiechałam się od ucha do ucha. To tekst Gellner i ilustracje Śmietanki-Combik tak podziałały na moje oczy, moje emocje, moją duszę. Rysunki cudownie współgrają z magicznym światem, stworzonym przez poetkę.
Gdy po powrocie do domu opowiedziałam o swych wrażeniach córce, ta natychmiast porwała książkę w swe objęcia i… wpadła, tak jak ja. A potem – mimo, że już sama świetnie to potrafi – prosiła bym głośno jej czytała o księżniczce czeszącej wzburzone fale, wiedźmie zmieniającej się we wróżkę za sprawą powoju i o księżycu budującym złoty most. Chciała, żebyśmy razem zobaczyły pierwszy uśmiech królewny skierowany ku złemu czarownikowi, odczuły wiatr wywołany przez dwanaście wachlarzy, posłuchały księcia mruczącego kotu na poduchach.
I wiecie co? Moja córka też się uśmiechała.
Zaklęta uliczka to króciutkie wierszowane zaczarowane opowiastki odwołujące się do baśniowej wyobraźni. To magiczny nastrój w pigułce. To lek na deszcz, smutek, czy złość. Polecamy!
Joanna Bednarczuk