W kształcącą podróż synów zabrałam,
bez pakowania, po prostu – jak stałam,
bo wyobraźnia i książki to do siebie mają,
że na takie cuda nam pozwalają.
Do stolicy Toskanii, przepięknej Florencji,
gdzie 500 lat temu urodził się synek Franciszka i Lukrecji.
Świt zaglądał w okna, jakby zaklęty,
bo oto na świat przychodził właśnie przyszły święty.
Pippo Buono, Filipek Złote Serce,
zawsze miał dla wszystkich uśmiech w podzięce,
wiele pięknych przymiotów posiadała jego dusza,
potrafił najtwardsze serca rozkruszać.
Mieć takiego przyjaciela to szczęście i wielki skarb,
toteż Filip Neri i naszą życzliwość skradł,
a raczej uzyskał ją z pełnym uznaniem,
ale słuchajcie, Mili Państwo, co dalej się stanie…
Ojciec wysłał syna na południe, do Neapolu,
by oszczędzić mu smutku i niepokoju,
albowiem czasy trudne akurat były,
a u wuja Romolo Filip mógł być szczęśliwy.
Uczył się na kupca, miał cierpliwość do ludzi,
osiągał sukcesy, lecz powołanie zapał studzi…
Inna droga go wzywa, nęci coś innego
i tak trafia do Rzymu, Miasta Wiecznego.
Tam na ludzi wyprowadza urwipołciów dwóch,
ma dar od Boga, zaręczam, bez dwóch słów,
tworzy tam wspólnotę, oratorium otwiera,
wszystko zaczyna od przysłowiowego zera.
Śpiewem, modlitwą, muzyką sławią Pana,
lecz gdy trzeba – Filip żartuje, przebiera się za klauna,
wprowadza spowiedź, odwiedza chorych, kościół buduje,
wspiera, doradza, pomaga, instruuje.
Lecz każdego zegar kiedyś w końcu staje,
nęci słodki raj (a może i raje),
czas prędko ucieka,
za to wieczność czeka.
Dostał Filip zaproszenie na „koncert anielski”,
ale zaraz, zaraz – otrzyjcie łezki,
bo finał tej opowieści jest radosny przecie,
jego odejście przysłużyło się dobru – chyba o tym wiecie…
Na całym świecie rosną nowe Oratoria,
owocny krąg zatacza ta piękna historia.
Filipini z różnych krajów, z pogodą ducha i śpiewem,
czynią dobro, niosą nadzieję – pod naszym wspólnym niebem.
A Filip zerka z góry i jest bardzo rad,
że jego dzieło nie zgasło, lecz wędruje w świat.
My wracamy już z podróży po włoskiej ziemi,
zmęczeni, lecz szczęśliwi, z łzą na rzęsie – lecz ufni i pokrzepieni.
A Wy zerknijcie do książki, bo naprawdę warto,
a wraz z ostatnią kartą…
niespodzianka na Was będzie tam miła czekała,
krzyżÓ… ups, już bym się wygadała.
Mama Anna z Igorem i Borysem