Złap byka za rogi to jedna z tych pozycji, z których jestem dumna, że goszczą w mojej biblioteczce, a do tego nie zbierają kurzu, ale szczerze bawią i efektywnie uczą. Obok paru innych książek – jest to jedna z lektur cenniejszych merytorycznie, ale i ciekawa, jeśli chodzi o szatę graficzną.
Przyznam, że to perełka na rynku wydawniczym. Zwłaszcza, że autorka bez skrupułów rozlicza się z bykami, a tych w naszym życiu (niestety) nie brakuje. Okiełznać je, oswoić i zmienić w coś konstruktywnego – to dopiero sztuka. Ale kto, jak nie prawdziwa zaklinaczka byków: doktor habilitowany językoznawstwa i leksykograf, zrobi to jak należy? A do tego wierszem, półżartem i w pełni skutecznie.
Wierszyki łatwo wpadają w ucho, przez co uczą niejako mimochodem. Zielone i czerwone zaznaczenia pomagają w zapamiętywaniu poprawnej wymowy. Wyjaśnienie zagadnienia podane jest niemalże na tacy i w tak cudny sposób, że nauka jest tutaj rozkoszą.
W sekrecie Wam powiem, że znalazłam tu również haka na siebie. Rzec by można: wstyd. Ale wstydem jest raczej ignorancja, a nie poszerzanie wiedzy i ciągłe dokształcanie się, ot co!
Nasza polszczyzna jest tak piękna, tak urocza, ale i tak momentami zachwaszczona (niestety!), że należy jej się wypielęgnowanie i należyta troska! Polecam tę książkę jako owocne remedium na kilka pospolitych, powszechnie spotykanych, choć przebrzydłych byków.
Mama Anna