W trakcie czytania książki połykałam strony, następnie z przyjemnością przekazując połykanie córce, która już mogła poradzić sobie z tekstem sama. Zaintrygował ją już sam tytuł – dlaczego Świąty Mikołaj, a nie po prostu Święty?
W 2500-2800 wyrazach (tyle obejmuje poziom 3 serii Czytam sobie) autorka zmieściła całą magię Świąt Bożego Narodzenia. Magię, która wcale nie była fikcją. Bo przecież Święty czy Świąty, ale na pewno Mikołaj, faktycznie istnieje. Tak jak w książce – może być nim każdy, kto tylko ma chęć obdarowywania innych. Nie zdradzę, dlaczego świąty, ale napiszę, że ów mężczyzna z długą siwą brodą podąża w poszukiwaniu pewnego zwierzęcia z dzwoneczkiem. Nic dziwnego, że informacja o reniferze przekazywana w mediach, która początkowo mogła wydawać się kaczką dziennikarską, okazała się rzeczywistością.
Tonia i jej siostra – płaczliwa Hania, choć przypuszczają, że Święta bez rodziców (mama ma urodzić wkrótce brata i dziewczynki na Boże Narodzenie trafiają do cioci Grizli i wujka Gucia) będą pasmem niepowodzeń i zawiedzionych nadziei. Perspektywa głębokiego lasu, odludzia, z dala od sklepowych wystaw i miastowego zgiełku nie wydaje się zachęcająca, ale jednak świąteczny nastrój w leśniczówce, pieczenie pierniczków okazuje się być naprawdę uroczym czasem. Już Tonia wie, co opisać w obłożonym w kolorowy papier zeszycie podarowanym przez panią wychowawczynię, z napisem Moje magiczne święta...
Ciepło bijące z tej niewielkiej książeczki, pomaganie innym i dobroć – wszystkiego tego można życzyć sobie i innym na Święta Bożego Narodzenia. Kolejny raz Egmont, proponując nową pozycję z serii Czytam sobie, nie zawiódł. Książka napisana jest przystępnym językiem, zrozumiała (nawet trudniejsze wyrazy umieszczone w słowniczku nie przerażają) i bardzo wciągająca.
Mama Anna
Anna Kossowska-Lubowicka