Gruba książka wciśniętą w wypchaną torbę. Nie brzmi to optymistycznie na wakacje. A jednak mam piękne wspomnienia po lekturze. I nie żałuję ani ciężaru, ani czasu poświęconego na czytanie.
Claire i Ben to małżeństwo mieszkające pod Londynem. W ich życiu wszystko układa się tak jak zaplanowali. Punkty projektu po kolei wykonane. Poznają się na studiach, zakochują, wspinają na szczeblach kariery zawodowej. Biorą ślub, prowadzą ciekawe, dostatnie życie. Przeprowadzają się do pięknego, wielkiego domu. Claire realizuje się jako nauczycielka w szkole. Jedyne czego pragnie to wspólnego dziecka, które pokochają ponad wszystko. Brzmi to prawie idealnie.
Wieloletnie starania o dziecko nie przynoszą oczekiwanych rezultatów. Pojawia się ból, rozczarowanie, wszechogarniająca pustka. Z pomocą przychodzi przyjaciółka Bena o imieniu Romily. Kobieta już samotnie wychowująca córkę, proponuje, że będzie matką zastępczą dla ich dziecka.
Jaką podejmą decyzję? Czy podołają pojawiającym się problemom? Czy będą razem? Dlaczego Romily jest gotowa ofiarować taką pomoc przyjacielowi? Kto jest ojcem córeczki Romily? Dużo pytań bez prostych odpowiedzi.
Drogie maleństwo to powieść skłaniająca do przemyśleń. Co ja-ty byśmy zrobili będąc na miejscu Claire, Bena, Romily? To książka mądra, ważna i niejednoznaczna podejmująca temat zapłodnienia in vitro. Gdzie jest granica walki o nasze szczęście, czy sami możemy ją wyznaczać. Czy ta historia wydarzyła się w rzeczywistości… Polecam do przeczytania i dyskusji.
Mama Kasia