Warszawa

Recenzja książki:

W świecie porozumienia bez przemocy

W świecie porozumienia bez przemocy

Marshall B. Rosenberg
PATRONAT

Odświeżająca wartość rad

„Porozumienie bez Przemocy skupia się na tym, czy ludzkie potrzeby zostają zaspokojone, a jeśli nie, to co można zrobić, żeby tak się stało. Sugeruje, w jaki sposób wyrażać siebie, aby zwiększyć prawdopodobieństwo, że inni z chęcią przyczynią się do naszego dobra.” Któż z nas nie chciałby żyć w świecie, w którym inni ludzie „z chęcią przyczyniają się do naszego dobra”?! Czy naprawdę jest to możliwe?

 

„Zgodnie z ideą Porozumienia bez Przemocy nie jesteśmy odpowiedzialni za uczucia innych ludzi, chociaż wiemy też, że nie musimy się przeciw nim buntować, mówiąc: ‘Nie obchodzą mnie twoje uczucia! Nie jestem za nie odpowiedzialny’. Możemy po prostu słuchać tego, co czują, nie zapominając o własnym punkcie widzenia. Możemy słuchać, czego chcą. Słuchanie i respektowanie ich potrzeb to jedno – a zgoda na robienie tego, o co proszą, to drugie.” Wbrew pozorom, poradnik W świecie porozumienia bez przemocy nie zachęca do kultywowania tego trochę nonszalanckiego, a trochę neurotycznego egocentryzmu, który znamy z filmów W. Allena. Mimo to jest typowo amerykański w swoim hurraoptymistycznym, nieco autorytarnym, zawartym tu niezachwianym przekonaniu, że z każdej sytuacji da się wybrnąć osiągając Porozumienie Bez Przemocy.

 

Rosenberg odwołuje się do swoich wieloletnich doświadczeń zawodowych: terapeutycznych i warsztatowych. To jest cenna wiedza. Kiedy jednak próbuje przekalkować doświadczenia z warsztatu i wizualizuje czytelnikowi, jak to zakłada sobie uszy żyrafy, doświadczenie to nie sprawdza się w tym wypadku. To jak opisanie dowcipu sytuacyjnego. Jako uczestnicy śmialiśmy się do rozpuku, ale nie sposób przetransferować tego spontanicznego wybuchu emocji na kogoś innego, streszczając mu sytuację…


W książce Rosenberga nie znalazłam niczego, z czym nie zetknęłam się wcześniej w kultowych już Wychowaniu bez porażek Gordona czy Jak mówić aby dzieci nas słuchały Mazlich. Rosenberg nie używa pojęcia parafrazy – choć często się nią właśnie posługuje. Nie mówi też o barierach komunikacyjnych – choć właśnie o nich mówi… Mówi zatem o tym samym – trochę innymi słowami i ta odrobina zmiany w perspektywie i nazewnictwie daje ożywczą, odświeżającą wartość jego radom. Jest tu też wiele cennych, bardzo trafnych uwag, które można podczas czytania podkreślić na marginesie jako cytat, do którego warto wracać…


Mimo że wychowuję dwoje własnych dzieci, zawodowo również wspieram w procesie wychowawczym innych rodziców i nauczycieli, całą tę wiedzę powinnam mieć  w przysłowiowym „małym palcu” – to wciąż zdarza mi się pod wpływem emocji, zmęczenia, frustracji – popełniać najbardziej klasyczne rodzicielskie błędy. Dlatego wymienione wyżej książki zajmują honorowe miejsce na moim regale i wciąż do nich wracam z pokorą recydywisty, który po raz kolejny nie dotrzymał zasad zwolnienia warunkowego. Jestem tylko człowiekiem. Pan Rosenberg jest także bardzo ludzki, nawet wtedy gdy wpada w patetyczny ton. Jego książka zajmie miejsce na moim regale, tuż obok Dialogu zamiast kar Z. Żuczkowskiej, która przeszczepia z powodzeniem jego ideę na grunt polski. Po jedną, jak i drugą pozycję sięgnę jeszcze na pewno nie raz.

 

Agnieszka Ratajczak-Mucharska

 

Przeczytaj również

Polecamy

Warto zobaczyć