Czarodziejskie zeszyty - właśnie pod taką nazwą funkcjonują one w moim domu. Od samego tylko wręczenia ich dzieciom są w użyciu dzień w dzień. Jeśli nawet nie do pisania, rysowania po śladzie to do tego, by móc coś narysować i zmazać. Dzieciaki to uwielbiają. Pokazują wszystkim znajomym, że potrafią czarować, magicznym pisakiem najpierw coś tworzą, po czym każą zamknąć oczy, szybko zmazują gąbeczką i już nie ma. Takie to są czary-mary.
Moje wrażenia po obejrzeniu tych książeczek: fajna zabawa, trwały materiał, wiele możliwości w wykorzystywaniu. Maluchy ćwiczą rękę, wprawiają się do pisania, poznają cyferki. Jest to też oszczędność środowiska, jakby nie patrzeć bliźniaki dotychczas, by się dobrze bawiły potrzebowały co najmniej kilka kartek do malowania. Często jedna kreska i brały kolejną, i kolejną. W tym przypadku mogą do woli poprawiać, zmieniać, ścierać i na nowo.
Dodatkowo, miejsce na mazak jest dokładnie zaznaczone, więc wiedzą gdzie należy go odkładać, żeby nie zginął, co popsułoby całą zabawę. Bardzo podoba mi się, że tego pilnują. Uczy to ich także pewnego podporządkowania, posiadania obowiązku. Nie jest to książka, która się nudzi szybko, która po wypełnieniu nie może nam już do niczego posłużyć. Jest ładna, kolorowa, dostosowana do wieku 3- i 4-latków. Z przykładu domowego mogę powiedzieć, że bardziej interesująca jest część "szlaczki".
Tata Paweł