Gdy chwyciłam książkę do ręki, natychmiast miałam skojarzenie „Pollyanna”, a dalej „Ania z Zielonego Wzgórza”. Położyłam ją natychmiast na stoliczku 11-letniej córki. Wykrzywiona twarz mówiła: „Nie, tylko nie te ckliwe bajeczki dla dziewczynek”. Jesteśmy przecież na etapie „Igrzysk śmierci”… Zostawiłam. Poprosiłam tylko o „zerknięcie” i w wolnej chwili kilka słów refleksji.
Po kilku dniach Ola wróciła ze słowami: „Ta Polly to trochę tak jak Ty, Mamo - walczy i świat chce zmieniać. Myślę, że książka mało zdecydowanym i pewnym siebie może pokazać, że warto odważnie kroczyć do przodu. Delikatna i grzeczna. Nie ma w niej tego, co teraz lubię najbardziej (czyt. wampirycznych, mrocznych tajemnic), ale przeczytałam ją całą i zaciekawiła mnie. Najbardziej od momentu, gdy przeczytałam o dziewczynie, która była osadzona w więzieniu i została wypuszczona na wolność z uwagi na zły stan zdrowia. Okazało się, że więzienie spotkało ją za napaść na policjanta przed pałacem Buckingham, kiedy demonstrowała z innymi sufrażystkami.
Pomimo jednak takiego doświadczenia nie przestaje walczyć o ważne dla niej sprawy. Pokazuje wszystkim, że warto walczyć, że nasze przekonania i walka o dobro, o polepszenie życia ludzi jest najważniejsze. Nie wiedziałam, że kobiety kiedyś były tak ograniczane. Nie wiedziałam też kim były sufrażystki. Myślę, że te obecne feministki mogłyby się trochę wzorować na tym, co robiła Polly i jej koleżanki. Wydaje mi się, że wtedy Polly walczyła o wielkie dla nich sprawy, o ważne rzeczy, a teraz czasem feministki walczą o samą walkę chyba. Nie chciałam czytać tej książki, słodka okładka odrzucała mnie. Teraz dziękuję Mamo, że mi ją przyniosłaś. W książce był taki cytat, że „czasami ludzie, których uważamy za najbliższych, działają nam na nerwy” i tak jakoś zapamiętałam ten cytat. Czasem działamy sobie na nerwy, prawda?".
Później książka trafiła do moich rąk. Połknęłam ją w dwa wieczory. Język prosty, czysty, melodyjny wręcz… Zdania same czytają się. Zupełnie inny w formie niż „język potterowski”. Jednak pozwala płynąć przez kolejne strony. I zupełnie niepostrzeżenie poznajemy kawałek historii… Pomimo, iż lektura kierowana jest raczej do dziewcząt, myślę, że młodzi panowie mogliby również wynieść z przeczytania jej garść przydatnych informacji, pozwalających nieco głębiej spojrzeć na proces dochodzenia do rzeczywistości, którą zastali oni wchodząc w nastoletnie życie.
Myślę, że treści zawarte w książce posłużą mi również podczas prowadzenia zajęć dotyczących historii (w kontekście równouprawnienia w dzisiejszym świecie) z uczniami mojej II klasy. Lektura powiewa optymizmem. Warto sięgnąć po nią. Warto podrzucić ja na stolik nastolatkom…
Agnieszka Jelińska-Hok