„Był sobie dziadek, który leżał w łóżku. Był bardzo blady, chudy i lekki.” W taki sposób zaczyna się opowieść o przyjaźni, więzach rodzinnych, wspaniałym czasie spędzonym z dziadkiem, a przede wszystkim o życiu i odchodzeniu. Od pierwszych kart książki czytelnik czuje niesamowite ciepło, troskę o każde słowo i precyzję doboru tychże słów. Temat jest delikatny i należy go potraktować z najwyższym szacunkiem. Oto rodzina gromadzi się przy łóżku umierającego dziadka, „jedni płaczą a drudzy za chwilę zaraz zaczną”, a Maciuś przygląda się temu wszystkiemu i nagle widzi, jak jego dziadek wstaje z łóżka i niezauważony przez nikogo podchodzi do wnuczka, zapraszając go na przechadzkę. Za chwilę obaj znajdują się na wielkiej łące, widzą rzekę, na jej drugim brzegu pasącego się konia i rozpoczyna się oswajanie tego konia, które dla mnie jest metaforą oswajania się z myślą o odejściu bliskiej osoby. Z książki przebija refleksja, ale jest tu też dużo radości i dobrych chwil, które pojawiają się za sprawą wspólnych relacji dziadka i wnuka. Dodatkowo ilustracje pojawiające się tam, gdzie trzeba, współtworząc klimat niezwykły i wartościowy. Gorąco polecam!
Mama MałGosia