Moja córka od najmłodszych lat ma styczność z książkami Adama Wajraka. Zawsze uwielbiała jego przyrodnicze opowieści i słuchała ich jak najpiękniejszych bajek (tym razem prawdziwych). Nie wahałyśmy się więc i na wakacyjny wyjazd zapakowałyśmy najnowszy zbiór felietonów Wajraka To zwierzę mnie bierze. Chociaż książka ma ponad 300 stron, to jej format jest bardzo poręczny.
Nie zawiodłyśmy się! Wciągnęły nas historie dzięciołów, dzierzb, sikorek, lisków, kozic, świstaków, korników i innych zwierząt. Ze zdziwieniem czytałyśmy m.in. o wielkich czułkach pewnego ślimaka, wężach eskulapa mieszkających w jednym z bieszczadzkich barów oraz antykukułczych umiejętnościach zaganiacza. Rozbawiły nas puchate dzieci puszczyka i atakujący chomik. Odkryłyśmy tajemnicę zięb pukających w okna. Poznałyśmy też niezwierzęcych bohaterów: olbrzymie drzewa oraz śluzowce.
Wajrak jest pasjonatem przyrody, a do pisania ma wielki talent. Wiele się można od niego dowiedzieć. Cierpliwie podgląda przyrodę, a swoje spotkania ze zwierzętami opisuje tak ciekawie, sugestywnie i entuzjastycznie, że czytelnik sam chciałby je przeżyć. W książce widać piękno i mądrość natury, biologiczne zależności, a także wpływ (często niszczący) człowieka na środowisko. Wszystkie opowieści autor udokumentował pięknymi zdjęciami i podparł fachowymi wyjaśnieniami naukowców.
Książka jest podzielona na rozdziały–miesiące. My czytałyśmy ją kolejno od początku do końca, ale można to robić „na wyrywki”. Wtedy przydałby się indeks zwierząt, którego tu, niestety, brak.
Zbiór To zwierzę mnie bierze dobrze się czyta w każdych okolicznościach, np. przed snem, po śniadaniu, w czasie podróży. A potem chce się do lasu, do przyrody. Polecamy!
Joanna Bednarczuk