Książka bardzo na czasie. Okres wakacyjny, czas powrotów z kolonii i obozów naszych dzieci często wraz z "nowymi zwierzątkami". W euforii i radości z powrotu pociech nie należy zapomnieć o ich dokładnym przeczesaniu, bo może być potem problem. Książka jest mocno humorystyczna, ale sam problem wszy do takich nie należy. Sądzę, że ważnym elementem dydaktycznym poruszanym przez autorkę jest fakt, że każde dziecko a nawet dorosły są narażeni na "uszczęśliwienie wszami" bez swojej winy i trudno coś na to poradzić, gdy dziecko przebywa w dużych grupach rówieśników.
Posiadam ciekawe doświadczenie z wszami, gdyż kiedyś okazało się, że ma je nasza świnka morska, którą posiadaliśmy od maleńkości, a przecież ona nie chodziła do szkoły! Wtedy wszy trzeba było zwalczać zastrzykami.
A na koniec mała historyczna anegdotka. W czasach gdy prezydentem Krakowa był Józef Dietl (koniec XIX wieku), lekarz i społecznik miłujący higienę, wszy i kołtun tzw. dzisiaj dredy - gnębiły dużą część biedoty miejskiej. Aby temu zapobiec postanowił, jako człowiek dowcipny, wprowadzić podatek od kołtuna. Przerażone krakowskie Centusie czym prędzej chwyciły za noże i nożyczki, co na dłuższy czas pozbawiło domu i wyżywienia stada wszy.
mama MałGocha