Małego Księcia autorstwa Antoniego de Saint-Exupery przyniósł mi święty Mikołaj, gdy miałam 6 lat. Jak na tak filozoficzną książkę, było to może zbyt wcześnie, za to na zawsze pozostały w mojej pamięci rysunki autora, w tym mój ulubiony „Wąż boa, który trawił słonia”. Dlatego też z ciekawością sięgnęłam po książkę, która stanowi jakby spełnienie życzenia autora pierwowzoru „napiszcie mi szybko, że wrócił..."
Wrócił, ale... nie jest już mały, jest młody. Szuka i usiłuje zrozumieć. Zrozumieć i znaleźć sposób na to, jak żyć i dlaczego tak. Młody Książę stara się uzyskać odpowiedź na trudne pytania - co to są problemy? kim być? dlaczego ludzie są tacy a nie inni? co zrobić, aby ludzie go zaakceptowali? Dlatego sądzę, że książka ta to idealna lektura dla młodzieży - tej mniejszej i tej większej. Ale jest to też lektura dla tych, którzy wciąż o coś pytają i są jak dzieci - zawsze ciekawi i żyjący dniem dzisiejszym, a jednocześnie mający swoje marzenia. Książka rozprawia się z naszym podejściem do świata, pyta, co zostało z naszych dziecinnych ideałów, czy nie zabiła ich wygoda lub konformizm dnia codziennego.
Ameryka Południowa nie jest nam obca. Wielu Polaków udawało się tam na emigrację czy inne wyprawy. Patagonia kojarzy mi się z wyprawą Dzieci Kapitana Granta, a przede wszystkim z kultową sceną z „Rejsu” i odgłosem „patataj, patataj”. Jednak wybór tego kraju na miejsce akcji jest dość zaskakujący. Właśnie jutro moja siostrzenica wyjeżdża na wyprawę do Patagonii, ciekawe czy, przemierzając bezkresne obszary Ameryki, spotka Młodego Księcia łapiącego autostop? Czy każdy z nas może go spotkać? Młody Książę sam dokonuje wyboru, tego kim chce być. My też możemy dokonać wyboru, czy przeczytać tę książkę, czy nie - ja zrobiłam to jednym tchem i gorąco polecam.
I jeszcze cytat na dziś: „Gdyby rodzice wkładali tyle samo wysiłku we wpajanie dzieciom miłości, ile wkładają we wpajanie im dyscypliny, ta planeta byłaby o wiele przyjemniejszym miejscem”.
mama Małgocha