Agata Półtorak w książeczce Bee, mee i kukuryku przygotowała nie lada gratkę dla dzieci już od dziesiątego miesiąca życia i ich rodziców. Na każdej stronie piękna ilustracja zwierzątka, w postaci zdjęcia-kolażu ze skrawków materiałów, wełenek, tasiemek, sznurków. Zwierzę wydaje odgłosy – zapisane tu „dynamiczną” czcionką, nie trzeba się więc zastanawiać, czy owieczka meczy, czy beczy. Czasami opisane są części ciała zwierzątka oraz elementy krajobrazu. Dodatkowo niekiedy bohaterowie przedstawieni są w różnych stanach i emocjach - jest rozzłoszczona gęś, która syczy, samotny wilk czy ogłuszony królik. Pojawia się też zły kocur i zły pies, choć mnie osobiście bardziej odpowiadałoby sformułowanie „groźny”. Ilustracje wyraziste, kolorowe, dynamiczne prowokują do wspólnej zabawy w powtarzanie dźwięków.
Po co to wszystko? Na pięciu ostatnich stronach w komentarzu dla rodziców szczegółowo wyjaśniono rolę takich zabaw w rozwoju mowy i komunikowania się małych dzieci. Książeczka nadaje się świetnie do wspólnych działań rodzeństwa. W naszej rodzinie różnica wieku między starszakami a najmłodszą córką wynosi 8 i 6 lat - tak więc starsi czytają młodszej opisy dźwiękonaśladowcze, przy tym udają te zwierzątka całym ciałem - naśladują sposób poruszania się i zachowania - a najmłodsza nasza pociecha ma świetny teatrzyk. Zachęcam gorąco do takiej zabawy.
mama MałGosia