Moi synowie Chopina poznali,
gdy do Międzyzdrojów na wakacje wyjechali.
Codziennie przemierzaliśmy park Jego imienia,
to także skłoniło nas do Jego muzyki zgłębienia;
gdy spokoju łakniemy - w Jego kompozycjach się zanurzamy,
tam odnajdujemy to, czego nam trzeba, czego akurat szukamy...
Gdy ujrzeliśmy, że książeczka "Mały Chopin" na rynek wydawniczy "wyszła",
od razu chętka na przygody małego Frycka nas naszła.
Wiadomym było, iż perypetie jednego urwiska - inni figlarze pokochają,
a przy okazji smakowity zarys twórczości poznają.
Przyznam, że pozycja, od razu, synom do gustu przypadła,
stała się także skarbnicą muzycznego abecadła:
m - jak marsz czy mazurek, p - jak polonez, r - jak rondo, w - jak walc,
te rytmy pozna tutaj niejeden malec.
Autor pokazał nam też, że nim Wielkim Mistrzem został,
mały Fryderyczek przed psotami i burą - jak każden malec - się nie ostał.
Stroił śmieszne miny, migał się przed szpinakiem,
w obliczu krwiożerczych mrówek nie przestał być "chojrakiem".
Nim z fortepianem wszedł w komitywę,
o mały włos mu przedtem zębów nie powyrywał.
Jak wszystkie dzieci - słodycze bardzo lubił,
w chwilach zaś wolnych - w odgłosach natury zmysły swoje gubił.
Tak sobie koncypuję, że choć czasy to inne były,
On potrafił sprawić, że pragnienia się ziściły;
wszak: najważniejszym jest mieć pasję i dążyć do celu,
ćwiczenie czyni mistrza - słychać głosy wielu...
Może i Was, Drogie Dziateczki, ta książeczka zainspiruje?
Pewnie niejeden z Was na skrzydłach marzeń szybuje...
Jak mały Frycek - wytrwali bądźcie,
i Mistrzostwo w tym, co kochacie, posiądźcie...
Jeśli jeszcze Państwo nie jesteście pewni, którą pozycję z półeczki księgarni wybrać - ja podsuwam "Małego Chopina", w wykonaniu Michała Rusinka. Autor wspaniale bawi się słowami (pokazując, na przykład, różne znaczenia wyrazów "mazurek", "polonez" etc.), ma lekkie pióro i doskonałe poczucie humoru. Całość wytrawnie okraszona wyrazistymi ilustracjami Joanny Rusinek. Twarda okładka. Warto skusić się!
mama Anna