Książka napisana jest w formie pamiętnika 11-letniego Oliwiera, chłopca chorego na białaczkę. Pochłonęła mnie bez reszty i przeczytałam ją w 2 wieczory, mimo, że raczej to nie ja (trzydziestoparolatka) byłam adresatem książki, tylko czytelnik trochę młodszy. Poruszająca słodko-gorzka opowieść o zmaganiu się całej rodziny z chorobą dziecka pozwoliła mi ucieszyć się z codziennych zwykłych trosk, jakich przysparzają mi moje zdrowe, choć psotne, pociechy. Płakałam jak bóbr, gdy książka, a wraz z nią
historia życia Oliwiera zmierzała ku końcowi... Mam nadzieję, że lektura ta wywoła choć chwilę refleksji w każdym nastolatku, który po nią sięgnie - podobnie jak u mojej nastoletniej córki, która po przeczytaniu powiedziała "Mamo - jak my mamy dobrze w życiu, co nie?", choć zaledwie kilka dni wcześniej była przekonana, że to właśnie ją spotykają wszystkie możliwe nieszczęścia i przeciwności losu...
mama Aneta