„Zgodnie z nową ustawą wydaną przez Ministerstwo Oświaty, zamiast złych stopni za błędy ortograficzne, młodzież szkolna będzie kierowana do obozów koncentracyjnych. Tam odbywać się będą specjalnie obostrzone dyktaty o chlebie i wodzie. Słówka błędnie wypisane będzie się młodzieży wypalać na czole białym żelazem.” – takie to, finezyjne w formie i szokujące w treści dyktanda, serwował swojemu siostrzeńcowi Stanisław Lem*.
Większość z nas, dorosłych, dawno już odetchnęła z ulgą, kiedy wraz z zakończeniem edukacji szkolnej, zakończyły się zmagania z ortograficznym terrorem. Teraz przy miłosiernym wsparciu programów komputerowych, jesteśmy w stanie sformułować bezbłędnie każde pismo. Niestety, część z nas posiada dzieci, które właśnie zaczęły swoje szkolne potyczki z ortografią. Z własnej inicjatywy lub zaprzężeni do współpracy przez nauczycieli naszych pociech – bierzemy udział w tych zmaganiach. Komu jednak brakuje polotu i nie czuje się na siłach aby, niczym autor „Cyberiady” samodzielnie układać wzory dyktand – może zawsze skorzystać z gotowców.
„Językowe łamigłówki” - mają postać ćwiczeń (ok. 70 stron) – czyli uzupełniać je można na bieżąco w tekście. I to zasadniczy plus tej książki. Obiecująca okładka autorstwa Piotra Olszówki, nie przekłada się niestety na równie atrakcyjne wizualnie rysunki wewnątrz. Rodzice dzieci w wieku wczesnoszkolnym zdają sobie doskonale sprawę, że ich pociechy reagują alergicznie na widok kolejnych kolorowanek (których mają już powyżej dziurek w nosie wychodząc z przedszkola, a następnie przez kolejne trzy lata muszą się zmagać ze swoimi szkolnymi podręcznikami pełnymi zadań typu „pokoloruj”!). Niestety wierszyki, które znajdziemy w książeczce również nie pomagają – ani zabawne, ani zaskakujące.
Jednakże nie ma się co oszukiwać: na entuzjazm dla tego typu lektury, ze strony młodocianych, ortograficznych „przestępców” i tak raczej nie ma co liczyć…
Ilu zatem rodziców po nią sięgnie?
Podobno w dużych polskich miastach zaświadczenie o dysleksji zdobył już co trzeci uczeń! Krajowy rekord padł w Sopocie: zaświadczenia o dysleksji miało 48 proc. uczniów podstawówek i 41 proc. gimnazjalistów. Średnia europejska to 10 proc. Na każdej opinii z poradni jest zalecenie, że dotknięta tą czy też inną dysfunkcją poznawczą młoda osoba ma za zadanie ćwiczyć i trenować, tak jak rehabilituje się i trenuje kończyny po wypadku. Tymczasem szczęśliwi posiadacze wyrwanego z poradni immunitetu, zżymają się i buntują: „Mam dysleksję (dysortografię, dysgrafię, dyskalkulię) – mam prawo tego nie umieć. Po co mi to?!”
No cóż… Rzeczywiście w czasach, gdy komputer sam podkreśla czerwonym szlaczkiem błędy, wydaje się, że znajomość ortografii umiera śmiercią naturalną. Zanim jednak pogrążymy się „w bulu i w nadzieji na pokonanie skutków /ortograficznej/ katastrofy" – zapytajmy o ambicje zawodowe nasze dzieci.
A nuż któreś chce zostać Prezydentem?...
*Awantury na tle powszechnego ciążenia, Tomasz Lem, Wydawnictwo Literackie 2009
mama Agnieszka