„To nie jest temat dla młodego, zdrowego człowieka takiego jak ty!”
– tymi słowy zaczyna swoją książkę Constanze Köpp. To odpowiedź, którą wielokrotnie słyszała od starszych, kiedy jeszcze jako dziewczynka lub nastolatka próbowała rozmawiać z nimi o śmierci. Autorka opowiada o pełnym zakłopotania milczeniu, z którym spotykała się, pytając o osoby nieuleczalnie chore i cierpiące. Całkowitym tabu była śmierć dzieci.
A przecież śmierć – temu nikt nie zaprzeczy – jest paradoksalnie jedyną nieuniknioną rzeczą w życiu. Z perspektywy chrześcijańskiej nie jest też wcale jego końcem, ale momentem przejścia. Kult zdrowia i młodości, próba zepchnięcia w nieświadomość problemu nieuleczalnej choroby i umierania, to niewątpliwie znaki naszej epoki. Powieść niemieckiej autorki jest literacką próbą przeciwstawienia się milczeniu o sprawach ostatecznych, próbą zachęcenia do refleksji na ich temat, dodania rodzicom odwagi w rozmowie z dziećmi na te trudne tematy.
Oto niezwykła opowieść nieuleczalnie chorej dziewczynki, opowiedziana z „nieziemskiej perspektywy”. Przebywając w niebie, pod opieką anioła Archibalda, Franny wspomina swoje krótkie życie na ziemi, walkę z chorobą, dojrzewanie do umierania i niezwykły moment przejścia z jednego świata do drugiego. Obserwuje „z góry” rodziców, siostrę oraz ukochaną przyjaciółkę Klarę, swojego „oswojonego Lisa”.
Najdalsza podróż nie jest tylko książką o chorobie i umieraniu – Franny, próbując się przygotować do śmierci, szuka odpowiedzi na trudne pytania dotyczące duszy, wiary, samobójstwa, cierpienia i nadziei. W wyjaśnieniu niektórych wątpliwości pomagają jej rodzice, inne pytania zostają bez odpowiedzi, jednak tym, co przemawia do czytelnika jest bezpośredniość, prostota i odwaga, z jaką Franny rozważa kwestie niezrozumiałe nie tylko dla dzieci. Historia dziewczynki wzrusza, ale też daje nadzieję – niebo opisane przez Franny to przestrzeń Bożej miłości, dom, gdzie nie ma już cierpienia i tęsknoty.
Książka Constanze Köpp powstała dzięki rozmowom autorki z małą córeczką, a także wizytom w hamburskim hospicjum dla dzieci „Gwiezdny most”. Najdalszą podróż można postawić na półce obok takich książek jak Mały Książę, Bracia Lwie Serce czy Hallo, Pan Bóg? Tu Anna..., ulubionych lektur Franny i jej małej siostry Jessi.
Życie przed śmiercią
Mam na imię Franny. Na Ziemi przebywałam dokładnie piętnaście lat, siedem miesięcy i trzynaście dni. Pod tym imieniem znają mnie również wszyscy tu, na górze. Dzisiaj mieszkam daleko nad wami – w nieskończenie rozległym niebie. Moja nowa ojczyzna jest mieszkaniem dobrego Boga, w którym schronienie znajdują również miliardy innych dusz.
Z pewnością jest to największe mieszkanie wszech czasów z największym oknem, z którego można oglądać jednocześnie całą Ziemię. Możecie odnieść wrażenie, że to wszystko znajduje się bardzo daleko, tymczasem dzieli nas raptem jedna jedyna myśl! Myśli przyciągają ku sobie. Oddali się tylko ten, kto zapomni. Nigdy nie wolno przestawać myśleć o innych. Tej pamięci nikt nie może nam przecież odebrać!
Wy, tam na dole, spacerujecie codziennie pod niebem pełnym dusz. Jedną z nich jestem ja. Czuję się wspaniale, mogąc wszystko obserwować z góry. Nie muszę przy tym kręcić szyją, żeby zobaczyć wszystko naraz.
Oczywiście z początku odczuwałam lęk. Wiedziałam przecież, że nie przybędzie żaden książę i nie zbudzi mnie ze snu. Wprawdzie moje życie często przypominało bajkę, ale niestety nie skończyło się ono happy endem. Mimo to przez długi czas byłam szczęśliwa – dopóki nie musiałam zastanowić się nad swoim końcem.
Tutaj w górze otacza mnie wiele pięknych rzeczy: niebo, gwiazdy, tęcza, chmury. Gdy nie możecie dostrzec nieba zasnutego chmurami, z pewnością wydaje się wam, jakby drzwi z mgły oddzielały was od nas, będących na górze.
Przebywam tu od pięciu miesięcy, a podczas mojej podróży do nieba musiałam przejść przez to „pomiędzy”, które pozostaje tajemnicą dla każdego, kto stoi jeszcze obydwiema nogami na Ziemi.
Wyjawiłam dla siebie tę tajemnicę, która tak często była dla mnie niezrozumiała i przerażająca. I w ten sposób daruję wam dzisiaj moją historię i zabieram was ze sobą w niezwykłą podróż.
Jak wszystko się zaczęło?
Miałam chyba osiem lat, gdy pewnego wieczoru rodzice usiedli u wezgłowia i w nogach mojego łóżka. Straszny ból brzucha znowu zepsuł mi cały dzień. Mama siedziała bardzo blisko przy mojej głowie, przyciskając mi do brzucha mały termofor w kształcie serca.
– Franny, zawsze nas pytałaś, dlaczego tak często źle się czujesz i czemu musimy chodzić do tylu lekarzy. No więc... – i zamilkła.
– No więc, kochanie, często odpowiadaliśmy ci wymijająco, bo sami nie wiemy zbyt wiele, ale to się bierze stąd, że...
Tata przerwał mamie i chrząknął.
– Wiesz, każdy człowiek ma przemianę materii, która jest odpowiedzialna za przyswajanie, transport i przekształcanie substancji w organizmie. Dba ona również o wydalanie końcowych produktów tych procesów. To wszystko jest bardzo ważne dla budowy i utrzymania masy ciała i...
Tata spojrzał na mamę.
– I właściwego funkcjonowania organizmu!
Zamknęłam oczy i cichutko zapytałam:
– A u mnie ta przemiana materii ma jakąś dużą wadę?
Tego wieczoru mogłam spać w łóżku rodziców. Tata zasłonił lukę znajdującą się między dwoma materacami, dzięki czemu przez całą noc leżałam między nim a mamą. Właściwie działo się tak zawsze, odkąd byłam mała i chorowałam. Na przykład gdy miałam odrę, gorączkę lub coś gorszego. Dlatego razem z moją siostrą Jessi zawsze cieszyłyśmy się czasem choroby, która oznaczała dla nas możliwość spania w łóżku rodziców. Jednak wraz z moją nową dolegliwością owo bycie chorym zyskało całkiem nowe znaczenie.
Mama i tata wciąż musieli opowiadać mi o przemianie materii, ale nie do końca to wszystko rozumiałam. Wprawdzie teraz wiedziałam, dlaczego wciąż było mi niedobrze, czemu odczuwałam ból, a oddychanie sprawiało mi taką trudność, jednakże dodatkowo doszedł do tego strach. Ktoś inny kontrolował moje ciało i wyrugował mnie z posady szefa. A jego nazwisko również nie brzmiało zbyt przyjaźnie: pan lub pani Mukowiscydoza. Wyobraziłam sobie swoje ciało od środka i zachciało mi się płakać.
Tego wieczoru jeszcze długo nie mogłam zasnąć, obserwując śpiących rodziców. Czy oni także śnią o swoich dzieciach? Jeśli tak, to czy w ich snach jestem zdrowa?
– Mogę na to umrzeć? – zaraz następnego ranka zbudziłam rodziców swym pytaniem.
– Nie, kochanie! – w głosie mamy zabrzmiała niemal wściekłość. – Przecież nie zawsze umiera się, będąc chorym!
Z ulgą nabrałam głęboko powietrza. Wraz z tą odpowiedzią umarł mój największy strach. Umarł? Teraz uśmiecham się na myśl o kontekście, w jakim użyłam wówczas tego słowa. Lęk oczywiście nie znikł, ale chciałam go zmniejszyć za wszelką cenę. A co będzie, jeśli choroba okaże się dla mnie podła i umrę? Pojawiało się coraz więcej pytań, jednak mama i tata nie potrafili na wszystkie udzielić mi odpowiedzi.
Nie znaleźli też już niczego nowego w swoich mądrych książkach, do których zawsze chętnie zaglądali. Miałam po prostu za dużo pytań, a oni – o wiele za mało odpowiedzi.
– Kochanie, my po prostu nie wiemy wystarczająco wiele o wadzie w przemianie materii u ciebie!
Mój lekarz, doktor Brenz, objaśnił mi kwestię wadliwej przemiany materii na tyle zrozumiale, na ile był w stanie to zrobić. Poczułam lekką ulgę, że nie jestem jedyną osobą na świecie, która cierpi na taką chorobę. Nie zawsze jest miło, gdy człowiek ma coś rzadkiego, gdyż może to wpędzić w samotność. Doktor Brenz powiedział, że na mukowiscydozę cierpi oprócz mnie około 5000 ludzi w Niemczech! Naprawdę lepiej jest nie czuć się samym, samotnym i innym niż osoby zdrowe. Mimo choroby mogłam jednak przez długi czas robić to, co z pewnością robiłaby także zdrowa Franny.
Znajdującego się we mnie szefa nazwałam „małym zamachowcem Muki”. Człowiek już się z nim rodzi. Czy Muki zagnieździła się we mnie już wtedy, gdy pływałam w pęcherzu płodowym mamy? A gdybym już przedtem czuła, że mam tę chorobę, to mimo wszystko chciałabym przyjść na ten świat? Z pewnością! Każde życie jest warte swego istnienia! A gdy ktoś odczuwa ból, są na to lekarstwa! Muki też nie mogła przeszkodzić mi dużo zobaczyć, przeżyć i poczuć.
Moja choroba nareszcie zyskała nazwę! Zapoznał mnie z nią doktor Brenz i było już za późno na odrzucenie tej znajomości. Przypomina mi to ludzi, którzy narzucają się innym i których trudno się pozbyć, nie raniąc ich przy tym. Tata ma takiego kolegę. Zawsze sam się do nas wpraszał i przychodził bez zapowiedzi. Nigdy nie czekał na zaproszenie. Mama mówi, że samotność zmienia ludzi. Współczułam samotnym, jednak zawsze zastanawiałam się, jak w ogóle ludzie mogą być samotni? Przecież tylu ich żyje na świecie... Jednak być samym i być samotnym to nie to samo! Sądzę, że pierwsze mówi o naszym otoczeniu, natomiast drugie – dotyczy naszego wnętrza.
– Posłuchaj, Franny, przecież każdy może być zdrowy! – pocieszała mnie moja najlepsza przyjaciółka Klara. – Nie każdy ma coś tak niezwykłego!
Wyraźnie czułam, że często wolałaby płakać, niż mnie pocieszać. Najlepsze przyjaciółki są wobec siebie szczere. Rozmyślałam nad słowami Klary, które wcale nie były prawdą: Przecież każdy może być zdrowy!
– Istotnie mam coś niezwykłego – mianowicie ciebie, Klaro!
Po tych słowach ze śmiechem rzuciłyśmy się sobie w ramiona.
Ten, kto chce pocieszać, musi być bardzo silny. Dodawanie otuchy innym w chwili, gdy człowiekowi zbiera się na płacz, musi być nawet podwójnie trudne! I nie tylko zdrowi pocieszają chorych, gdyż dzieje się również na odwrót!
– Ach, Klaro, to dla mnie wielkie pocieszenie, że jesteś i zawsze będziesz moją najlepszą przyjaciółką!
Klara schwyciła mnie za rękę:
– Jestem dumna, że właśnie teraz mogę ci pokazać, iż naprawdę jestem twoją najlepszą przyjaciółką!
Mama i tata wiedzieli o mojej chorobie od samego początku. Czy właśnie dlatego miałam takie piękne dzieciństwo? Jednakże nie mieli pojęcia, kiedy Muki da o sobie znać. Ta choroba jest podstępna, a cierpiący na nią człowiek dopiero bardzo późno orientuje się, że w jego ciele dzieje się coś niedobrego.
Jessi ma trzy lata i jest zdrowa jak ryba. Gdy dowiedziałam się, że na Muki się umiera, to czas spędzony z Jessi stał się dla mnie wyjątkowo cenny. Wcześniej moja siostra potrafiła porządnie zaleźć mi za skórę, ale później nie udawało jej się to mimo nawet największych starań! Jestem dumna z tego, że mogłam jeszcze pokazać Jessi, jak łapie się motyle, składa zwierzątka z papieru i beka gamę. Jednak najbardziej Jessi lubiła mój tajemny język. Szeptem śpiewałam jej do snu: „Huchandi waszti mi kolta ba ri...”.
Jakie odczucia towarzyszą człowiekowi, którego już nie ma? Jak to jest, nie móc już postawić nóg na Ziemi i przemierzyć świata? Widzieć go tylko z nieba – cóż za dziwna wizja i uczucie. Mając bogatą fantazję, byłam w stanie wyobrazić sobie wszystko. Jednak nie być już tutaj – to było niemożliwe. Nigdy nie udało mi się wyobrazić sobie, że jestem „nicością”.
Świat będzie zawsze kręcił się dalej, ponieważ przeżyje wszystkich. Nie zatrzyma się nawet na chwilkę, gdy kogoś znowu zabraknie. Przecież w przeciwnym razie w ogóle by się nie kręcił, bo w każdej sekundzie jakiś człowiek gdzieś opuszcza Ziemię.
Dlaczego jeszcze nikt nigdy nie przeżył albo nie przechytrzył śmierci, lub nie wrócił z tamtego świata? Z pewnością wielu miało taki zamiar. Nauka i technika wciąż się rozwijają, a ludzie odkrywają najsprytniejsze urządzenia, jednak nikt nie ma zapasowych części do chorego ciała. Dlaczego badacze i naukowcy nie odkryją maszyny, która umożliwiłaby przeżycie? Czemu nikt nie wymienia niesprawnej przemiany materii? A co się stanie, gdy rozchoruje się cały świat? Podłączymy go do respiratorów? Czy zregeneruje się sam? Czy świat ma duszę? A może ma ich miliardy? Czy umieranie świata również dokonuje się tak wolno i podstępnie jak umieranie ludzi cierpiących na szczególne choroby?
Dlaczego człowiek nie może żyć tak długo, jak chce? Komu uda się podczas jednego życia odkryć cały świat, zwłaszcza gdy jest ono tak krótkie jak moje? Czy to jedno życie byłoby zbyt nudne, gdyby nie istniał jego początek ani koniec? Czy Ziemia ma za mało miejsca dla wszystkich istot żyjących w tym samym czasie? Wyobraźcie sobie, że wszyscy ludzie, którzy kiedyś żyli, znajdują się na Ziemi w tym samym czasie. Cóż to by był za tłok! Tata mówi, że ziemia powoli zmniejsza się, bo żyje na niej bardzo dużo ludzi. Ponadto twierdzi również, iż my, ludzie, niszczymy przyrodę. A przecież wszyscy moglibyśmy żyć w harmonii ze zwierzętami i roślinami.
– Tak, ludzie są bezwzględni! – odparłam ze złością i pomyślałam, że swój mały świat chcę utrzymać w nienaruszonym stanie tak długo, jak to tylko będzie możliwe. Mój świat jeszcze długo się nie zawali. Pomyślałam o Wenecji: co stanie się z jej mieszkańcami, jeśli miasto zatonie w morzu?
– Uczucie nieistnienia tutaj, na Ziemi, z pewnością podobne jest do okresu przed narodzinami, którego nie można sobie przypomnieć. Prawda, mamusiu?
Mama położyła rękę na moim ramieniu:
– Z pewnością! To znaczy, że to nie może boleć, kochanie. A może przypominasz sobie moment, w którym wyszłaś z mojego brzucha?
Mama spuściła wzrok. Podczas moich narodzin na pewno czuła ból. I znowu go poczuje, gdy odejdę. Istnieje cierpienie dotykające ciała i cierpienie ogarniające serce.
Pewnej niedzieli odwiedziła nas babcia, która przyniosła mi film pod tytułem Bracia Lwie Serce.
– Wiesz, Franny, ten mały chłopczyk o imieniu Karol jest chyba w twoim wieku. I zawsze gdy bardzo bał się umrzeć, jego brat Jonatan tłumaczył mu, że po śmierci znów spotkają się ze sobą w krainie Nangijali.
– Wierzysz, babciu, że kraina, w której spotykają się nasze dusze, ma jakąś nazwę?
Babcia zmarszczyła czoło.
– To nieistotne, jak nazywa się ta ostatnia ojczyzna ludzi, gdyż zapewniam cię, że będzie to bardzo spokojne miejsce, w którym znajdę się jeszcze przed tobą, by móc cię przywitać i wszystko ci pokazać. Powiedz, jak podoba ci się nazwa „miasto Piotrowe”?
Zamyśliłam się.
– Miasto Piotrowe? Ach, babciu. Nazwa jest mi obojętna! Lepiej obiecaj, że będziesz długo żyć, bo Jessi potrzebuje przecież babci!
To szalone, że Bóg może zaprogramować długość ludzkiego życia. A może należałoby powiedzieć – moment śmierci? Słyszałam, że ludzie, którzy kiedyś już prawie umarli, ale znowu obudzili się, opowiadają o cudownym świetle. Można przy tym odnieść wrażenie, iż podróżuje się przez promienie słońca. A gdy umrze się naprawdę, wówczas z pewnością przypomina to wycieczkę do tropikalnego raju, w którym pozostaje się już na zawsze. Podróż w jedną stronę w prawdziwym życiu jest korzystniejsza niż podróż w dwie strony. Podczas mojej ostatniej podróży też nie będę miała biletu powrotnego, jednak będę musiała za nią drogo zapłacić – swoim życiem!
Jak ludzie zachowują w pamięci osobę zmarłą? Źle by było pokłócić się z kimś przed swym odejściem. Gdy pomyślę o tych wszystkich awanturach, to zaraz przychodzi mi do głowy Klara i jej mama, które często sprzeczają się o głupie drobnostki: o pójście spać, oglądanie telewizji albo ciuchy. Przecież takie rozmowy kompletnie nic nie dają i niczego dzięki nim nie można się nauczyć! My z Klarą właściwie nigdy się nie pokłóciłyśmy. Najlepsze przyjaciółki po prostu tak nie postępują, bo potrafią znaleźć najlepszy sposób, by uniknąć sporu i spokojnie porozmawiać ze sobą o tym, co je denerwuje. Gdy byłyśmy tylko troszkę na siebie złe, wówczas szybko śpiewałyśmy jedną z naszych piosenek złożonych z tajemnych słów, obejmowałyśmy się i śmiałyśmy do rozpuku. Później mogłyśmy w spokoju rozmawiać. Chociaż odrobina kłótni jest w porządku, gdyż umożliwia poznanie drugiej osoby od nowej strony.
Odkąd dowiedziałam się o Muki, miałam dość dużo życzeń. Codziennie przychodziło mi do głowy coś nowego, bo już samo pragnienie czegoś sprawiało, że czułam się szczęśliwa. A mając bujną wyobraźnię, jej wytwory odbierałam jako autentyczne!
– Kochany Boże, modlę się już tyle wieczorów, żebym nie musiała do Ciebie iść. Nie mam nic przeciwko Tobie, ale przecież mogę spotkać Cię także tutaj, na Ziemi. Proszę Cię, nie zabieraj mnie jeszcze do siebie na górę! Jeśli sprawisz, bym nie umarła na Muki, wówczas dodasz odwagi wielu ludziom i udowodnisz, że istniejesz! Poza tym jestem jeszcze taka młoda – co mogłabym zrobić dla Ciebie tam na górze?