Z dzieciństwa pamiętam Kubusia Puchatka i jego mądrości w stylu: "im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej tam Prosiaczka nie było", albo "– Czy już ich nie pamiętasz? – Pamiętam, tylko kiedy chcę je sobie przypomnieć, to zapominam". Niezłe też jest "Myślenie nie jest łatwe, ale można się do niego przyzwyczaić", albo "Puchatek spojrzał na obydwie łapki. Wiedział, że jedna z nich jest prawa, i wiedział jeszcze, że kiedy już się ustaliło, która z nich jest prawa, to druga była lewą, ale nigdy nie wiedział, jak zacząć".
Cudowny świat dziecięcej logiki i rozumowania, taki prosty, nie skomplikowany, bez podtekstów. Czyż nie tak odpowiadają na nasze pytania nasze pociechy? Niestety od kiedy Disney wykupił wszystkie prawa autorskie do Kubusia Puchatka, ten stał się gwiazdą Hollywood i koszmarnie się skomercjalizował. Zgubił się gdzieś mały miś z bardzo małym rozumkiem, zastanawiający się, co będzie na śniadanie, a w to miejsce pojawiła się tandeta o jaskrawych kolorach napadająca nas bezustannie zewsząd. Podobizna Kubusia Puchatka jest wszędzie – na opakowaniu kredek, farb, flamastrów, na soku dla dzieci i na kaszce, a co gorsze nawet na pieluszkach i nocnikach, a to już chyba przesada – dziecko ma nasiusiać na ukochanego misia, bez sensu! Nie jest ważne, gdzie misia umieszczają tylko to, czy podobizna podniesie zyski ze sprzedaży. I tak sympatyczny pluszak ze Stumilowego Lasu stał się komercyjnym produktem. Przestałam więc lubić Puchatka, "odpodobał mi się", ale książeczki, te pierwsze, oryginalne kupiłam małej, może pokocha Kubusia tak jak ja kiedyś.
Kompletując już teraz biblioteczkę dla swojej dwuletniej pociechy, kupiłam serię o innym misiu, tym razem z mrocznych zakątków Peru. Paddington to młodszy kolega Puchatka, ale nie tak skomercjalizowany. Uroczy miś przyjechał do Londynu w niebieskim płaszczu i czerwonym kapeluszu opadającym na oczy z karteczką głoszącą: "Proszę zaopiekować się tym niedźwiadkiem". Od razu podbił serca państwa Brown i stał się członkiem ich rodziny.
Przygody misia są wyjątkowe, ale mam nieodparte wrażenie, że autor opisał raczej autentyczne perypetie swoich dzieci, bo to, co jest w stanie wymyślić Paddington, bez trudu udaje się każdemu dziecku np. zalanie całego domu, bo się kąpał i wody w wannie nie zakręcił, wymazanie się marmoladą, bo schował ją pod kapelusz na lepsze czasy (niektóre dzieci wkładają do kieszonek piżam lub pod poduszki cukierki czekoladowe też na później, wiadomo, jak potem ta piżamka albo pościel wyglądają), to znowu zakopanie na plaży swojego ekwipunku, bawiąc się w piasku, to niechcący zrobienie zamieszania na stacji metra i wyłączenie schodów ruchomych itd.
Paddington jest wielce rezolutny, bardzo ruchliwy i po dziecięcemu chętny do pomocy. Z tej pomocy rzecz jasna więcej potem pracy, a jednak zawsze na taką pomoc się godzimy. Zanim zaczęłam czytać opowiastki o Paddim córce na dobranoc, sama przeczytałam pierwszą książeczkę z ciekawości, co to w ogóle jest, bo z dzieciństwa nie znałam, PRL aż na takie ustępstwa nie chodził i Paddington nie był u nas wydawany, a jak już, to na pewno w żaden sposób nie rozpropagowany. No i zakochałam się w misiu Paddingtonie bez pamięci, mała zresztą też. Teraz każdą nową książeczkę z jego przygodami czytam najpierw ukradkiem sama pod kołdrą, by mała nie widziała, bo jak raz mnie przyłapała na lekturze misia, to oburzone powiedziała - ależ mamusiu, to jest książka dla dzieci, dorosłym nie wolno jej czytać. Oby mnie drugi raz nie przyłapała, bo jeszcze schowa misia i dopiero będzie.
Przygody misia świetnie nadają się do czytania na dobranoc, każda opowiastka stanowi oddzielną przygodę raczej luźno połączoną z poprzednimi. Świat misia Paddingtona to świat każdego dziecka, dom, rodzina, przyjęcia, święta, szkoła, zabawa z kolegami, wyjazdy wakacyjne i wiele wiele innych. Paddington jest współczesny i we współczesnym świecie osadzony, wokół są tylko i wyłącznie postacie ludzkie, żadnych innych bajkowych. Stąd nawet dwulatka świetnie odnajduje się w jego świecie.
mama Agnieszka