Nie ma u nas w domu wieczoru bez Basi. Bez czytania o jej przygodach, codziennych działaniach, rozterkach i radościach. Są za to wspólne z jej rodziną sprawy, podobne problemy, prośby wyrażane nad ranem przez rodziców typu "połóż się jeszcze i daj mi pospać", myszkowanie po lodówce.
Znany jest też nam domek z krzeseł przykryty kocem (Basia wciągnęła doń skrzynię z klockami, torbę pluszaków, liczne przybory plastyczne) – w samym środku pokoju, pojedyncze skarpetki (nigdy nie wiadomo, co dzieje się z ich partnerami – skarpetkami do pary), wrzucenie do pralki... czegoś niepożądanego (Basia dołożyła do wyprania niegdyś białego króliczka z pomarańczowym nosem, dzięki któremu białe koszule taty pokryły się smugami w odcieniu noska, co wcale się rodzicom, jak można się domyślić, nie podobało) no i... bałagan, który momentalnie "się robi" – nie wiadomo jak i kiedy, a potem nie wiadomo, od czego należy zacząć jego sprzątanie... Jednak Basi, z pomocą mamy, się to udało. Zasłużyła nawet, po skończonej pracy, na kogel-mogel. Hmm… z takimi smakowitościami w perspektywie już żaden obowiązek nie jest straszny i każdy bałagan do ogarnięcia.
Mam poczucie, że Basi nie trzeba zachwalać. Z nią (oraz jej rodziną – ciepłą, rozsądną, potrafiącą rozwiązać konflikty, dylematy i trudne sytuacje, a jednocześnie bardzo zwyczajną) w jednej chwili się zaprzyjaźnia. A potem ma ochotę na wszystkie części. Uwaga, Basia uzależnia!
mama Anna