Od trzech lat w Krakowie wczesnym latem odbywa się Festiwal Literatury dla Dzieci – literacka uczta dla najmłodszych czytelników (i słuchaczy). Słyszałam o nim wiele dobrego od rodziców nieco starszych dzieci – a że moje jest zaledwie ciut starsze od Festiwalu, dotychczas nie mieliśmy okazji ani możliwości, żeby wziąć w nim udział.
W tym roku przyszedł jednak właściwy moment, żeby spróbować, choć mimo wszystko pojawiło się całkiem zasadnicze pytanie - jak wziąć udział w wydarzeniach festiwalowych w towarzystwie rozbrykanego Trzylatka? Gryzłam się z myślami, że literackie święto jeszcze nie jest dla nas – ani warsztaty plastyczne, ani tym bardziej spotkania z autorami. Sama miałam chrapkę na spotkanie na przykład z Jarosławem Mikołajewskim, którego uwielbiam za „dorosłą” literaturę i działalność literaturoznawczą (na marginesie: spotkanie takie odbyło się w ramach równolegle dziejącego się Festiwalu Miłosza). Jak na razie wspólnie z synem jesteśmy czytelnikami, żartobliwie i przepiękną polszczyzną napisanych „Wierszy z kąpieli” – na spotkanie z ich autorem, mam nadzieję, przyjdzie jeszcze czas.
Jak zatem wziąć udział w święcie literatury z młodszym dzieckiem (żeby wilk był syty, a owca cała)? Odpowiedź brzmi: za pośrednictwem muzyki. Znakomitą okazją stał się wieńczący Festiwal koncert zespołu Daorientacja. Dodatkową zachętą był fakt, że koncert odbył się w kameralnym ogrodzie na tyłach Pałacyku Czapskich, gdzie miałam okazję być pierwszy raz (dodatkową atrakcją pleneru jest malownicze lapidarium).
Muzyka Daorientacji wykonywana jest na tradycyjnych instrumentach, które rzadko kiedy można usłyszeć na żywo w repertuarze typowo „dziecięcym”. Tym razem wystąpiły: bęben, skrzypce, fujarka, instrumenty perkusyjne (świetnie imitujące dźwięk toczącego się jaja). Ale występ Daorientacji to nie sama muzyka, to także świetnie opowiedziane, ilustrowane muzyką bajki-opowieści oraz skoczne tańce, do których muzycy (i tancerze) zaprosili obecnych, bez względu na wiek.
Co tu dużo mówić – występ Daorientacji podbił nasze serca, choć znów nie mam pewności, komu się bardziej podobało – dzieciom, czy dorosłym. Urzekła nas opowieść o wędrującym przez świat w towarzystwie wymienianych po kolei zwierząt jajku oraz historia liska, zagubionego na środku morza, który dzięki własnemu sprytowi dotarł suchą nogą na drugi brzeg. Wytańczyliśmy się i wybawiliśmy się przednio!
Dla mnie dodatkowo koncert był rzadką okazją do posłuchania tradycyjnych w formie i treści „dziecięcych” piosenek, na podobieństwo tych, które kiedyś śpiewały nasze babki i prababki. Nieczęsto się o nich pamięta, a są to przepiękne, często bardzo proste opowieści o świecie, który coraz bardziej odchodzi w zapomnienie.
Olga Płuciennik
Zdjęcia: Dawid Prząda/ Festiwal Literatury dla Dzieci