O tym, jakie przesłanie niesie ze sobą spektakl “Kto pocieszy pechowego nosorożca” i dlaczego jest on wartościowy także dla dorosłych opowiada reżyser, Lech Walicki.
Antonina Zarzyka: Leszek Kołakowski może kojarzyć się z niełatwymi tekstami. Co w jego bajce przekonało Pana, że warto ją pokazać dzieciom na scenie?
Lech Walicki: Ten tekst jest przeznaczony ewidentnie dla dzieci. Autor napisał go dla swojej córki Agnieszki, wtedy sześcioletniej. Także nie może być bardzo trudny, aczkolwiek i tak momentami jest trudniejszy od wszystkich innych znalezionych przeze mnie bajek. Natomiast sama fabuła jest bardzo prosta, krótka i zwięzła, a daje możliwość atrakcyjnych form i stąd mój pomysł na realizację.
A.Z.: Kiedy czyta Pan tekst pierwszy raz, czy ma Pan od razu w głowie obraz, jak to będzie wyglądało na scenie?
L.W.: Przeważnie tak to działa, że od razu pojawia się jakieś wyobrażenie. Później tylko trzymam kciuki, żeby to, co mi się pojawia w głowie było spójne z dalszą częścią książki. Tak było też tutaj. Wystarczyło, że zobaczyłem okładkę i już miałem pomysł na to, że mógłby powstać taki duży nosorożec. Pojawiło się pytanie, o czym to jest i czy przesłanie mi się spodoba. Nie lubię robić rzeczy, które ideologicznie mi się nie podobają czy nie niosą czegoś fajnego w sobie. A ta bajka jest bardzo specyficzna, jedyna w swoim rodzaju, bo nie ma typowego happy endu. Troszkę to szczęśliwe zakończenie trzeba sobie dopowiedzieć.
A.Z.: Czy fabuła adaptacji różni się od oryginału?
L.W.: Nie, z tym że oryginał jest przeznaczony głównie do czytania dzieciom czy przez dzieci. Natomiast teatr rządzi się troszeczkę innymi prawami i potrzebował, żeby to bardziej sfabularyzować. Ja tylko rozwinąłem niektóre sceny. Trochę poszerzyłem dialogi, dodałem początek i zakończenie oraz kilka piosenek.
A.Z.: Obrazki wykorzystane w animacjach podczas spektaklu rysowały dzieci z Ośrodka w Juszczynie. Wiem, że ta współpraca trwa od jakiegoś czasu. Czy mógłby Pan opowiedzieć o spektaklach, które wspólnie przygotowywaliście?
L.W.: Zrobiłem już dwa spektakle bożonarodzeniowe z tymi dziećmi. Praca polegała na tym, że przez parę miesięcy kręciliśmy materiały do spektakli. Później, podczas spektakli, były wyświetlane właśnie nagrane przez nas etiudy o tematyce bożonarodzeniowej. Często bardzo proste, ale wzruszające. Całość uzupełniała muzyka oraz udział dzieci na scenie.
A.DZ.: Czy dorośli znajdą w tym spektaklu coś dla siebie?
L.W.: Myślę, że tak. Samą ciekawostką jest nosorożec prawdziwych rozmiarów, który się porusza. To jest coś, co może zaintrygować każdego w każdym wieku. Przesłanie bajki dedykowane jest zarówno dzieciom, jak i dorosłym. Z tym że dorosłym w inny sposób. Oni często zapominają, że ich aspiracje i ambicje nie muszą być podzielane przez dziecko. Być może nie trzeba na siłę dzieci do czegoś przymuszać czy wprowadzać w niepotrzebne kompleksy. Tak jak został wprowadzony nasz nosorożec.
A.Z.: Czy może Pan zdradzić co dalej? Czy planuje Pan kolejny spektakl?
L.W.: Oj, na razie nie. Na razie odpoczywamy grając ten spektakl. I mamy nadzieję, że będzie to jakoś fajnie funkcjonować. Mam nadzieję, że nie tylko na tej sali. Spektakl jest mobilny. Scenografia, pomimo że jest bardzo atrakcyjna, to trzeba przyznać, że jest dość skromna, jeśli chodzi o ilość elementów. Koncepcja spektaklu jest taka, że nosorożec właśnie przyjechał do Krakowa na ten konkretny spektakl, żeby się pokazać dzieciom i później jedzie gdzieś dalej. Mamy więc nadzieję, że może kiedyś uda się gdzieś z tym pojechać, a może nawet polecieć samolotem.
A.Z.: O czym dla Pana jest opowieść o nosorożcu?
L.W.: O tym, że często życie trzeba brać takie, jakim jest. Nie smucić się i troskać niepotrzebnie, tylko szukać szczęścia w sobie. Również o dążeniu do doskonałości, przewrotnie tutaj pokazanej. Nosorożec ma pewne marzenie, którego niestety nie udaje mu się zrealizować do końca. Ale przy okazji szukania doskonałości na zewnątrz znajduje tą doskonałość w sobie. Trzeba szukać w sobie tego, co najlepsze i to potęgować. A ujemnymi cechami przejmować się mniej.
źródło zdjęcia: groteska.pl
O spektaklu pisaliśmy tutaj.