Warszawa

Podróż na koniec świata

Podróż na koniec świata

Wydawnictwo: Wydawnictwo W.A.B.
od 12 lat
PATRONAT

Opis książki

Piętnastoletni Joel właśnie skończył szkołę i zamierza zostać marynarzem. Nieoczekiwanie otrzymuje jednak tajemniczy list, w wyniku czego postanawia odnaleźć swoją mamę. Matka opuściła go, gdy był mały i od tej pory nie dała znaku życia. Chłopak wyrusza w wielką podróż w towarzystwie ojca, który zdaje się skrywać jakąś tajemnicę z przeszłości.
Czy dojdzie do spotkania? Czy wyprawa do Sztokholmu okaże się tylko fascynującą przygodą, a może wywróci świat Joela do góry nogami? Jaki będzie finał prywatnego śledztwa prowadzonego przez nastoletniego bohatera?


Zwięzły, hemingwayowski styl... Podróż na koniec świata, choć stanowi integralną część cyklu o Joelu, z powodzeniem można czytać jako odrębną, w pełni autonomiczną powieść.
„School Librarian Journal"

Opowieść o Joelu frapuje i wzrusza.
„School Librarian"

Kup teraz

Szukamy najtańszych księgarni internetowych...

Recenzja książki Podróż na koniec świata

Recenzja...

Książka opowiada o perypetiach 15-letniego chłopca Joela, który po skończeniu szkoły chce zostać marynarzem. Jego plany krzyżuje pewien list, który otrzymał od przyjaciółki swojej matki,... czytaj więcej »

Fragment książki Podróż na koniec świata

1

Joel zjeżdżał rowerem ze zbocza przy plebanii, kiedy zerwał mu się łańcuch. Tak go to zaskoczyło, że stracił kontrolę i nie zdołał wykierować na prostą. Przeleciał przez żywopłot okalający dom handlarza końmi i wylądował w krzakach porzeczek. Zadrapał sobie policzek i nabił siniaka na lewym kolanie. Zdołał jednak wstać, wyciągnąć rower z chaszczy i iść. W żywopłocie pozostała wielka dziura. Ponieważ handlarz końmi z natury łatwo wpadał w gniew, Joel szybko zabrał rower i podprowadził go pod ogrodzenie plebanii.
Było to pewnego popołudnia w połowie maja. Pod ścianami domów i w rowach wciąż widniały plamy śniegu. Wiosenne ciepło nie zdążyło jeszcze nadejść. Jednak każdego dnia po lekcjach Joel jeździł rowerem po miasteczku. Czuł niepokój i nie mógł usiedzieć w miejscu. Co się wydarzy? Co będzie, kiedy skończy się szkoła?

Kilka dni po tym, jak śniła mu się rzeka o wrzącej wodzie, Joel zadał Samuelowi pytanie. Dobrze się przygotował. Smażone ziemniaki z boczkiem jadali zazwyczaj tylko w niedzielę. Dla Samuela to największy przysmak, więc Joel przygotował taki obiad, chociaż był wtorek. Wiedział, że najlepszy moment, by zapytać Samuela o coś ważnego, będzie wtedy, kiedy zjedzą posiłek i odsuną talerze.
Ów moment właśnie nastąpił. Samuel odłożył widelec, wytarł usta i odsunął talerz.
- Musimy się zdecydować - powiedział Joel.
Chociaż przeszedł już mutację, zdarzało mu się jeszcze wpadać w pisk albo falset. Mówił więc powoli, żeby jego głos był jak najniższy.
Po jedzeniu Samuela ogarniało zmęczenie. Zamrugał oczami i popatrzył na Joela.
- Ale w jakiej sprawie? - zapytał.
„Wygląda na to, że Samuel ma dobry humor" - pomyślał Joel. Nie zawsze tak było. Czasem Samuel robił się drażliwy i Joel wiedział, że wtedy nie warto z nim rozmawiać o niczym ważnym.
- Co zrobimy, kiedy skończę szkołę.
Samuel uśmiechnął się.
- A jak będzie z ocenami?
Joel nie lubił, gdy Samuel odpowiadał pytaniem na pytanie. Wielu dorosłych popełniało ten błąd.
Zdążył się jednak przygotować. Dla Samuela oceny zawsze były ważne.
- Będą lepsze niż w zeszłym semestrze. Z geografii jestem w najlepszej trójce.
Samuel kiwnął głową.
- Kiedy się przeprowadzimy? - to pytanie Joel na pewno zadawał już z tysiąc razy. Przez te wszystkie lata, prawie każdego dnia. Wciąż to samo pytanie. „Kiedy się przeprowadzimy?"
Samuel wpatrywał się w niebieską ceratę na stole. Joel stwierdził, że równie dobrze może mówić dalej.
- Nie jesteś drwalem. Jesteś marynarzem. Jak skończę szkołę, nie będziemy musieli tu dłużej mieszkać. Możemy wyjechać. Zamustrować się na ten sam statek. Mam już piętnaście lat. Też mogę być marynarzem.
Czekał, aż Samuel coś na to powie.
Ale on wciąż gapił się w ceratę. Po chwili wstał bez słowa i nastawił kawę. Joel zrozumiał, że nie otrzyma odpowiedzi.
Rozgniewało go to.
Tak się postarał, przygotował niedzielny obiad, chociaż to tylko wtorek. A Samuel nadal nie potrafił mu sensownie odpowiedzieć.
Pomyślał, że powinien zakląć i wygarnąć mu wszystko. Że teraz to już Samuel musi się zdecydować. Że nie zamierza powtarzać tego samego pytania jeszcze tysiąc razy.
Ale nie zaklął. Zebrał talerze, wyrzucił resztki do wiadra i wstawił naczynia do zlewu.
- Wychodzę - powiedział.
- Nie masz nic zadane? - zapytał Samuel, nie odrywając wzroku od czajniczka, w którym właśnie zagotowała się woda.
- Wszystko odrobiłem. Zresztą niedługo nie będzie już nic do odrabiania.
Czekał. Ale na próżno. Samuel nie odezwał się ani słowem.
Joel wziął kurtkę i zniknął za drzwiami.
Znów nie dostał odpowiedzi.

Joel rozmyślał o tym również następnego dnia, naprawiając zerwany łańcuch w rowerze. Nie zapytał już więcej Samuela. Czuł jednak, że tata się zastanawia. Skąd to odczucie - nie umiał powiedzieć. Ale było. I to silne.
Jednocześnie ogarniał go niepokój. Gdy Samuel stawał się małomówny i zamyślony, mogło to czasami oznaczać, że znów popadnie w ten swój stan. Kiedy nagle znika, a potem wraca nocą pijany do domu. Poza tym coś takiego dawno już się nie zdarzyło. Joel wiedział, że to się powtórzy. Prędzej czy później. Zawsze się tego obawiał. Że będzie musiał iść na poszukiwanie Samuela i wlec go do domu, jeśli on okaże się tak pijany, że nie da rady wrócić sam.
Joel próbował zetrzeć smar od łańcucha kawałkiem podartej gazety, którą przywiał wiatr.
„Żeby tylko nie stało się to w dniu zakończenia szkoły - pomyślał. - Żeby tylko Samuel nie przyszedł pijany do kościoła".
Tylko nie wtedy.
Odwrócił się i spojrzał na kościelną wieżę. Zegar pokazywał, że już najwyższy czas jechać do domu i zabrać się za gotowanie ziemniaków. Joel wsiadł na rower i zaczął pedałować. Na placu za stacją benzynową chłopcy właśnie dzielili się na drużyny. Wielu z nich to jego koledzy z klasy. Joel mocniej nacisnął na pedały. Zawsze to on musiał przygotowywać jedzenie, zawsze był sam dla siebie mamą. A czasem nawet dla Samuela.
Jak skończy szkołę, przestanie też gotować. Jeśli Samuel po powrocie do domu chce mieć podany obiad, niech sam go sobie robi.
Joel kopnął jedną nogą furtkę i zjechał pod ścianę domu. Potem wbiegł po schodach i szarpnięciem otworzył drzwi.
Zamarł.
Samuel siedział przy stole. Joel od razu się zaniepokoił. On nie powinien tak wcześnie wracać z lasu. Jeśli już mu się to zdarzało, to albo był chory, albo znów zaczął pić. Na pijanego jednak nie wyglądał. Nie miał przekrwionych oczu ani zmierzwionych włosów. Nie wydawał się też chory.
Patrzył na Joela, a na jego twarzy malowało się zdziwienie.
- Co się stało? - zapytał Joel. - Dlaczego wróciłeś tak wcześnie?
Samuel wskazał list leżący na stole.
- Od kogo?
- Rozbierz się i usiądź, to ci powiem.
Joel zrzucił kalosze, powiesił kurtkę na oparciu krzesła i usiadł. Czekał w napięciu. Co mogło być tak ważnego w zwykłym liście, że Samuel wrócił z pracy wcześniej niż zwykle?
Zauważył, że Samuel jest bardzo poruszony. Drżała mu broda.
- Przyszedł list od Elinor - oznajmił. - Nie miałem od niej wieści od dziesięciu lat.
Joel czekał na ciąg dalszy, który jednak nie nastąpił.
- Kim ona jest? - zapytał, gdy cisza trwała już zbyt długo.
- Elinor miała kawiarnię w Göteborgu, kiedy jeszcze byłem na morzu.
Joel westchnął bezgłośnie. Kilka lat wcześniej Samuel poznał Sarę z miejscowej piwiarni. Czasem zostawał u niej na noc. Ale później wszystko się skończyło. Sara zerwała. A Samuel zaczął pić. Teraz najwyraźniej przyszedł list od innej, która pracowała w kawiarni. Może i u niej Samuel nocował? Ale dlaczego to takie ważne?
„Czasem Samuel potrafi być dziwny - pomyślał Joel. - Dziwny, jak inni dorośli. Patrzą wstecz, gdy powinni patrzeć przed siebie. Przychodzi list od kogoś, kto nie odzywał się od dziesięciu lat. A jemu już zaczyna drżeć broda. Ale jak pytam, kiedy zostawimy tę dziurę i wyruszymy na morze, nie odpowiada mi nawet słowem".
Patrząc na Samuela, Joel pomyślał, że może powinien coś powiedzieć. Okazać zainteresowanie.
- I czego ona chce? - zapytał więc.
- Pisze, że wie, gdzie mieszka Jenny.
Chwilę trwało, zanim Joel zrozumiał jego słowa.
A potem tak jakby nastąpiło trzęsienie ziemi. Zatrzęsło nim w środku, jak gdyby dom i wszystko wokół zaraz miało się zawalić.
Jakaś Elinor pisała w liście o mamie Jenny. Tej, która pewnego dnia zniknęła i nie odezwała się więcej.
Samuel założył okulary.
- Elinor pisze, że Jenny mieszka w Sztokholmie. Na ulicy Östgötagatan. Na Södermalmie. I że pracuje w sklepie spożywczym przy Medborgarplatsen, cokolwiek to jest.
Joel gapił się na niego.
- Pisze coś jeszcze?
Samuel zdjął okulary.
- Że Jenny wyszła ponownie za mąż.
- Przecież jest twoją żoną?
- Nigdy się nie pobraliśmy. Więc nie musieliśmy się rozwodzić.
Joel zdał sobie sprawę, że pogubił się w tym wszystkim. Samuel i Jenny nigdy nie byli małżeństwem?
Zainteresował się. Chciał poznać wszystkie szczegóły opisane w liście. Wyciągnął po niego rękę. Ale Samuel przykrył go swoją ciężką dłonią.
- List jest adresowany do mnie - powiedział.
- Jenny to moja mama.
- List jest od Elinor. To przyjaciółka Jenny. I właśnie dlatego pisze.
Joel zastanawiał się.
- Dlaczego pisze, że Jenny wyszła ponownie za mąż, skoro nie była twoją żoną?
Samuel powoli pokiwał głową.
- Dobre pytanie - odpowiedział. - Ale tak się po prostu mówi.
- Pisze coś jeszcze?
- Że bolą ją plecy.
- Coś jeszcze o mamie? Elinor gówno mnie obchodzi.
Zamarł. Samuel spojrzał na niego ze zdziwieniem. Joel przestraszył się. Samuel mógł się zdenerwować. Bywało, że wybuchał gniewem. Nawet jeśli sam przeklinał, nie lubił, kiedy robił to Joel.
- Elinor jest miła - odezwał się Samuel. - Harowała przez całe życie. Obsługiwanie klientów w kawiarni to ciężka praca. Przypomnij sobie, jakie Sara miała kłopoty z nogami.
- Nie chciałem tak powiedzieć - wymamrotał Joel. - Ale jest tam coś jeszcze o mamie?
- Nic więcej.
- Za kogo wyszła za mąż?
- Tego Elinor nie pisze.
Rozmowa dobiegła końca. Samuel poprawił okulary i znowu czytał list. Joel widział, jak jego usta bezgłośnie wypowiadają każde słowo. Sam też próbował zrozumieć, co tak właściwie się stało.
Pierwszy raz ktoś im przekazał, gdzie mieszka mama Jenny. Wcześniej, gdy Joel pytał, Samuel tylko kręcił głową i mówił, że nie wie.
Nagle wszystko się zmieniło. Mama Jenny miała adres i miejsce pracy. I, co gorsza, nowego męża.
Joel zabrał się za mycie ziemniaków. Tymczasem Samuel zaczął znów czytać list.
- Nie możesz przeczytać głośno? - zapytał Joel.
- List jest adresowany do mnie - odpowiedział Samuel.
W ciszy zjedli obiad. Ziemniaki i kaszankę. Konfitura z borówek skończyła się.
A kaszankę Joel przypalił.

Po jedzeniu Samuel poszedł do swojego pokoju. Nastawił głośniej radio i położył się na łóżku. Zamknął za sobą drzwi, więc Joel musiał zaglądać przez dziurkę od klucza. Widział, że Samuel trzyma w dłoni jedyną fotografię Jenny, jaką ma.
Joel poszedł do siebie i też położył się na łóżku. Dorośli, którzy mają ważne sprawy do przemyślenia, często tak robią. A ponieważ i on wkrótce będzie dorosły, powinien nabrać takiego zwyczaju. Ale był zbyt niespokojny, żeby móc leżeć. Wyskoczył z łóżka i stanął przy oknie. Na dworze było wciąż jasno. Próbował wyobrazić sobie dom, w którym mieszka mama Jenny. Później przypomniał sobie, że przecież ma plan Sztokholmu. Znalazł go kilka lat temu na stacji kolejowej, w koszu na śmieci. Pytanie tylko, gdzie go schował. Zaczął szukać. Wreszcie zobaczył go na samym dnie szafy. Wziął go ze sobą do kuchni i rozpostarł na stole. Drzwi do pokoju Samuela nadal były zamknięte. Joel słyszał muzykę z radia. Schylił się i jeszcze raz zajrzał przez dziurkę od klucza. Samuel wciąż leżał na łóżku, trzymając w dłoni fotografię Jenny. Ale teraz gapił się w sufit. Patrząc na plan, Joel usiłował sobie przypomnieć, co powiedział Samuel. Mama Jenny mieszka na ulicy, która nazywa się Östgötagatan. A pracuje w sklepie przy Medborgarplatsen.
Przesuwając palec po planie, Joel zaczął szukać. Najpierw dotarł do Medborgarplatsen. Serce zabiło mu szybciej. Tak jakby teraz, kiedy odnalazł miejsce, gdzie ona pracuje, mama Jenny stała się jeszcze bardziej rzeczywista. Szukał dalej.
Właśnie dojechał palcem na Östgötagatan, kiedy otworzyły się drzwi i do kuchni wszedł Samuel. Joel aż podskoczył, tak jakby przyłapano go na gorącym uczynku. Może Samuel nie chciał, by Joel szukał nowego adresu mamy Jenny. Ale on podszedł tylko i stanął obok.
- Nie wiedziałem, że masz plan Sztokholmu - odezwał się zdziwiony.
- Znalazłem go w koszu na śmieci - odpowiedział Joel. - Pomyślałem, że sprawdzę, czy ta Elinor napisała prawdę.
- Nie miała w zwyczaju kłamać. A przynajmniej nie za często - odparł Samuel.
Joel wskazał na Medborgarplatsen. Potem na Östgötagatan. Samuel poszedł do pokoju po okulary. Następnie popatrzył na plan i pokiwał głową.
- Nie musi daleko chodzić - stwierdził. - Z domu na Östgötagatan do pracy na Medborgarplatsen.
Nagle Joel wiedział, że musi coś powiedzieć. Nie potrafił się powstrzymać.
- Nie moglibyśmy jej odwiedzić? - zapytał. - Skoro już wiemy, gdzie mieszka.
Samuel usiadł przy stole. Spojrzał na niego.
- Mówisz poważnie?
- Może ucieszy się, kiedy nas zobaczy - powiedział Joel. - Po tych wszystkich latach. Może chciałaby wiedzieć, jak wygląda jej syn. Przecież on ma już piętnaście lat i dobre oceny. A przynajmniej z geografii.
Samuel przyglądał mu się z powątpiewaniem.
- Możemy tam pojechać i tylko na nią popatrzeć - ciągnął Joel. - Przez wystawę sklepu, w którym pracuje. Mnie nie rozpozna. A ty możesz założyć ciemne okulary.
Samuel wybuchnął śmiechem. Zabrzmiało to nieoczekiwanie. Zawsze tak było. Samuel rzadko się śmiał. Często się uśmiechał, ale żeby się śmiać? Joel nie pamiętał, kiedy coś takiego ostatnio się zdarzyło.
- Masz oczywiście rację - powiedział Samuel. - Pojedziemy, jak tylko skończy się szkoła.
Joel zastanawiał się, czy to wszystko może być prawdą. Samuel natychmiast zauważył jego wahanie.
- Jak tylko skończy się szkoła - powtórzył. - Od razu zapowiem to w pracy. Żebym mógł wziąć kilka dni wolnego.
- Może powinniśmy do niej napisać i uprzedzić, że przyjedziemy - zaproponował Joel.
Samuel zastanowił się, po czym pokręcił głową.
- Ona nie powiedziała nam, że wyjeżdża. Więc i my nie będziemy uprzedzać jej o naszej wizycie.
Joel miał jeszcze jedno pytanie.
- Mama Jenny pewnie nas nie pozna. Ale czy ty ją poznasz? Może wygląda zupełnie inaczej?
- Poznam - stwierdził Samuel zdecydowanie. - Nieważne, jak bardzo się zmieniła.

Tamtego wieczoru, kiedy Samuel już położył się spać, Joel wstał z łóżka. Nie rozbierał się wcześniej, więc teraz wziął tylko buty i kurtkę i wymknął się z mieszkania. Wiedział, które stopnie schodów skrzypią.
Gdy wyszedł na podwórko, było wciąż jasno. Wyprowadził rower. Za furtką zaczął pedałować ile sił. Ruszył w stronę mostu, a kiedy wreszcie się zatrzymał, był spocony i zdyszany.
Dojechał do Gertrud. Gertrud Bez Nosa, która mieszkała w niesamowitym domu w zarośniętym ogrodzie na południowym brzegu rzeki. Czuł, że musi zdać jej relację z tego, co się stało. Łączyła ich przyjaźń. Pewnego razu opowiedział jej o mamie Jenny, która zniknęła, jak był bardzo mały.
Gertrud przeszła kiedyś operację. Zabieg się nie udał, a ona straciła wtedy nos. Nie miała wielu przyjaciół. Joel był jednym z nich.
Kiedy opierał rower o rozpadający się płot, Gertrud wyszła na schody. Widziała go przez okno w kuchni.
- Tak rzadko przychodzisz - odezwała się.
- Tyle nauki - powiedział Joel. - Dużo nam zadają.
Ale to nie była prawda. Wiedzieli o tym oboje. Zdarzało mu się myśleć, że odwiedzanie osoby bez nosa to kłopotliwa sprawa. A Gertrud miała świadomość, że on tak uważa.
Czasem jednak Joel nie mógł się powstrzymać i po prostu musiał przyjechać. Czasem wydawało się, że Gertrud jest jedynym człowiekiem, z którym może porozmawiać.
Tak jak teraz. Kiedy mama Jenny nagle znów się pojawiła. A zniknęła na tak długo, że Joel już nie pamiętał, jak to jest mieć ją przy sobie.
Wszedł do kuchni Gertrud, w której wszystko było na opak - nic tutaj nie przypominało zwyczajnej kuchni. Ale to właśnie cała Gertrud. Urządziła dom według własnego widzimisię, szyła sobie ubrania, nie przejmując się tym, co ludzie pomyślą.
Joel nigdy nie pokazałby się w jej towarzystwie. Ale późnym wieczorem, w kuchni Gertrud, mógł się z nią spotkać. W dodatku to dobry sposób, by przygotować się na przyszłość. Czytał o takich sprawach. Że dorośli mężczyźni czasem muszą potajemnie spotykać się z kobietami.
- Pojedziemy do Sztokholmu - powiedział. - Ja i Samuel. Żeby ją odwiedzić. Ale nie wiem, jak ona na to zareaguje.
Gertrud, zastanawiając się, wkładała sobie inną chusteczkę do dziury, gdzie kiedyś był jej nos.
- Na pewno się ucieszy - stwierdziła. - Nie mogłaby zareagować inaczej.

Lecz później, w drodze do domu, Joel pomyślał, że słowa Gertrud nie brzmiały zbyt przekonująco.
Poczuł, że w jego żołądku znów zagnieździł się niepokój.
A co jeśli mama Jenny w ogóle nie zechce spotkać się ani z nim, ani z Samuelem? Jeśli wpadnie w gniew, gdy się dowie, że Elinor wyjawiła, gdzie ona mieszka i pracuje.
Kiedy Joel dotarł do domu, w kuchni nie paliło się już światło. Drzwi do pokoju Samuela były zamknięte. Ale tata nie chrapał. Pewnie wciąż jeszcze nie spał i rozmyślał o liście.
Joel poszedł się położyć. Nie mógł jednak zasnąć. Widział siebie i Samuela na sztokholmskich ulicach.
Nadal nie było słychać chrapania.
„Obaj nie śpimy - stwierdził w duchu Joel. - Każdy w swoim łóżku.
Ale rozmyślamy o tym samym.
O mamie, która nagle wróciła".

2

Kiedy Joel podniósł roletę, zobaczył, że w nocy padał śnieg.
Ziemia była zupełnie biała.
Gapił się przez okno, nie wierząc, że to prawda.
Początek czerwca. Dziś zakończenie roku. Mieli jak zawsze odśpiewać psalm Czas kwiecia już nadchodzi. A na ziemi leżał śnieg.
Uderzyła go pewna myśl. Wcześniej nigdy nie przyszło mu to do głowy. Może właśnie ten śnieg, który czasem potrafił spaść nawet na początku czerwca, sprawił, że mama odeszła? Może po prostu nie wytrzymała? Chłodu, ciemności i śniegu, które nie chciały ustąpić, chociaż powinno już być lato?
Joel pokręcił z niezadowoleniem głową. To wielki dzień. Jego ostatni dzień w szkole. A na ziemi leży śnieg.
Ubrał się i poszedł do kuchni. Samuel zdążył już wypić kawę. W dodatku ogolił się. Joel popatrzył na niego zdziwiony. Rzadko zdarzało się, by Samuel golił zarost w środku tygodnia. Chyba że szedł do lekarza albo wzywano go w jakiejś sprawie do biura spółki leśnej.
Co więcej, ogolił się porządnie. Często, ku irytacji Joela, robił to niestarannie. Pod brodą pozostawały wtedy pojedyncze włoski.
- W nocy padał śnieg - odezwał się Samuel z uśmiechem. - W tej okolicy z pogodą nigdy nic nie wiadomo.
- Wiadomo za to, że nie powinno się tu mieszkać - odpowiedział Joel, nie ukrywając złości.
- Wziąłem dzisiaj wolne.
- Dlaczego?
- Żeby przyjść na zakończenie szkoły.
Joel właśnie smarował sobie kanapkę, jedną z trzech, które zjadał co rano. Spojrzał pytająco na Samuela. Czy dobrze usłyszał?
- Ale dlaczego?
- To wielki dzień - powiedział Samuel po prostu. - Twój ostatni dzień w szkole. Chyba powinienem przy tym być?
Samuel nigdy nie pojawiał się na zakończeniu roku. Przez pierwsze lata Joel nie czuł się z tym dobrze. Był jedyny w klasie, któremu w taki dzień nie towarzyszyło żadne z rodziców. Z czasem stało się to zwyczajem i Joel przestał się przejmować.
Teraz starał się szybko zastanowić, co to może oznaczać. Czy to dobrze, czy źle? Stwierdził, że dobrze, ponieważ Samuel przynajmniej ten jeden jedyny raz porządnie się ogolił. Zauważył również, że go to cieszy. Po liście od Elinor coś się zmieniło. Nie żeby zaraz zaczęli spędzać wieczory na rozmowach o mamie Jenny i o podróży, którą odbędą za kilka dni. Ale Samuel wiedział, że Joel nie myśli o niczym innym. A Joel był pewien, że z Samuelem jest tak samo.
- Tylko nie przychodź przed dziesiątą - powiedział. - Będziemy ćwiczyć. I przygotowywać salę.
Właściwie powinien był nazrywać kwiatów wczoraj wieczorem. Ale nie zrobił tego. Na rogu ulic Kościelnej i Snällmana zderzyły się dwa samochody. Joel znajdował się akurat w pobliżu i z zaciekawieniem obserwował kłótnię kierowców. Teraz podszedł do okna i wspiął się na palce. Pod drzewem, w miejscu, którego nocą nie przysypał śnieg, mignęło kilka żółtych kwiatków.
Zjadł kanapki i umył zęby. Później przyszło mu do głowy, że może powinien zmienić spodnie i założyć najlepszą koszulę, w końcu to ostatni dzień szkoły. Kiedy wrócił do kuchni, stwierdził, że musi się pospieszyć, jeśli nie chce się spóźnić.

Samuel siedział przy stole i patrzył na niego.
- Może powinniśmy wziąć jakiś prezent - odezwał się.
Początkowo Joel nie zrozumiał, o czym on mówi. Dla kogo prezent? Dla nauczycieli w szkole?
Po chwili zdał sobie sprawę, że Samuelowi chodzi rzecz jasna o mamę Jenny. Nie pomyślał o tym.
- Musimy wziąć coś ze sobą - powtórzył Samuel. - Pospiesz się, bo się spóźnisz.
Joel z hukiem zbiegł po schodach. Czasami Samuel go zaskakiwał. Oczywiście, że muszą mieć prezent dla mamy.
Był już na ulicy, kiedy przypomniał sobie o kwiatach. Oparł rower o płot i pobiegł z powrotem. Siedem oklapniętych podbiałów będzie musiało wystarczyć. Narwał trochę trawy, żeby bukiet wydawał się większy. W drodze do szkoły usiłował wymyślić, co też mogliby dać mamie. Jednak trudno mu było się skoncentrować. Najpierw trzeba uporać się z zakończeniem szkoły.
Do klasy wszedł w ostatniej chwili. Pani Nederström popatrzyła na niego z niezadowoleniem. Nic jednak nie powiedziała. To ostatni dzień. Potem się rozstaną. A pani Nederström wzruszała się równie łatwo, co wpadała w złość. Dzisiaj na pewno nie będzie krzyczeć na Joela ani na nikogo innego.

O dziesiątej sala była już gotowa. Rodzice tłoczyli się z tyłu pod ścianą. Samuel też przyszedł. Joel widział, jak stoi ściśnięty w rogu. Pani Nederström miała dobry humor i zadawała tylko takie pytania, na które znali odpowiedź. Joel otrzymał pytanie z geografii. Następnie odśpiewali psalm i klasami udali się kolejno do kościoła. Śnieg zdążył już stopnieć. W kościele dyrektor wygłosił mowę, wszyscy otrzymali świadectwa i na tym koniec. Pani Nederström miała łzy w oczach, kiedy Joel podawał jej rękę. Wprawiło go to w zakłopotanie.
- Trzeba było starać się o przyjęcie do szkoły ponadpodstawowej - stwierdziła.
- Najpierw muszę zająć się innymi sprawami - odpowiedział Joel.
Zastanawiał się niemal cały rok. Nad tym, czy powinien wybrać taką szkołę. Ale myśl, że miałby jeszcze cztery lata poświęcić na naukę, to dla niego zbyt wiele. Chciał iść dalej. W świat.

Samuel czekał na niego pod kościołem.
- Dobrze, że znałeś prawidłową odpowiedź - odezwał się.
- Dobrze, że nie dostałem pytania z historii - stwierdził Joel. - Wtedy na pewno odpowiedziałbym źle.
I poszli do domu. W ten szczególny dzień również Joel pił kawę. Wciąż jeszcze tak do końca nie wiedział, jak to jest - skończyć szkołę. Kiedy nadejdzie jesień, nie będzie już na niego czekać żadna nauczycielka.
Teraz zacznie się życie. Prawdziwe życie. A zacznie się podróżą do Sztokholmu. Co nastąpi później - tego Joel nie wiedział. Obiecano mu wstępnie, że będzie mógł pracować jako goniec w sklepie wielobranżowym. Ale co potem? Co będzie robił później? To już zależało od Samuela. Wyprowadzą się czy nie?
Joel obmyślił plan. W Sztokholmie jest duży port. Nie tak wielki jak ten w Göteborgu, ale przypływają tam okręty z całego świata. Może Samuel wreszcie się zdecyduje. Kiedy zobaczy wszystkie te statki zacumowane przy kejach. Joel postanowił, że będzie ciągnął tam Samuela tak często, jak tylko się da. On oczywiście zapomniał już, jak to jest być marynarzem. Dlaczego miałby pamiętać? Skoro tak długo żyje niczym rozbitek w samym środku wielkich lasów, gdzie nie ma morza, a tylko małe, ciemne jeziorka.
Samuel dokładnie obejrzał jego oceny.
- Mogłeś więcej uczyć się rachunków - stwierdził. - Ale poza tym jest dobrze.
Joel nic nie powiedział. Samuel miał rację. Liczenie to najbardziej nudna rzecz na świecie.
Później rozmawiali o prezencie dla mamy. Co by tu jej dać?
- To ty ją znasz - zaczął Joel.
- Wtedy bardzo lubiła kapelusze - odpowiedział Samuel niepewnie. - Ale może już ich nie lubi. Zresztą, jak ja miałbym pójść do sklepu i wybierać damski kapelusz?
Joel wiedział, że Samuel i Jenny poznali się na potańcówce.
- Może chciałaby dostać płytę gramofonową? - zapytał.
- Jeśli w ogóle ma gramofon. A tego nie można być pewnym.
- Wszyscy mają gramofon - stwierdził Joel. - Tylko nie my.
Ledwie wymówił te słowa, pożałował. Samuel nie lubił, gdy mu przypominano, że brakuje im pieniędzy. Zawsze wtedy pochmurniał. A tego Joel nie chciał. Nie teraz.
- Może już ma tę płytę - odezwał się Samuel.
- Jaką płytę?
- Tę, którą chcieliśmy jej dać.
Joel zauważył, że rozmowa zaczyna robić się coraz bardziej dziwna.
- A może bon prezentowy? - zaproponował. - Wtedy sama wybierze to, co będzie chciała.
Samuel pokręcił głową.
- To musi być coś porządnego. Coś, co da się zapakować. Moglibyśmy jej zawieźć polędwicę z łosia, gdybyśmy mieli.
Joel popatrzył na niego zdziwiony.
- Polędwicę z łosia? A jeśli z walizki zacznie kapać krew? Policja będzie podejrzewać, że kogoś zamordowaliśmy.
- Ale jeszcze się nawet nie zaczął sezon polowań. Trzeba wymyślić coś innego.
Było popołudnie. Przez okno wpadały do kuchni promienie słońca. Przesuwały się po ścianie. Aż wreszcie sięgnęły gabloty, gdzie na drewnianej podstawce stał model żaglowca.
- Może spodobałaby się jej „Celestine" - zaproponował nagle Joel. - Przynajmniej mama Jenny dostałaby coś, co i nam się podoba.
Samuel długo patrzył na statek, po czym odpowiedział.
- Gablota z „Celestine" była tu już wtedy, gdy Jenny odchodziła. Ale może masz rację. Może powinniśmy jej dać „Celestine".
Niczego nie postanowili. Ale mieli chociaż jakiś pomysł.
Wyjadą za siedem dni. W sobotę wsiądą do nocnego pociągu. W niedzielę wieczorem będą w Sztokholmie. Joel wypytał Samuela o wszystko. Ciekawiło go zwłaszcza, gdzie będą mieszkać. Samuel odpowiedział, że w pobliżu stacji są tanie hotele. Poza tym Joel martwił się, czy mają dość pieniędzy. Jednak o to nie mógł spytać. Dlatego skorzystał z okazji, kiedy Samuel nie patrzył, i przeszukał jego portfel. Miał trzysta koron. Dla Joela to mnóstwo pieniędzy. Ale czy wystarczy? Nie wiedział.

Dni mijały powoli. Rano Joel nie wstawał zaraz po wyjściu Samuela do lasu, lecz próbował jeszcze spać. Jednak był zbyt niespokojny, żeby tak leżeć. Zrywał się z łóżka, zjadał kanapki i wymykał się z domu. Nie spadło już więcej śniegu i zrobiło się cieplej. Joel nie jeździł jak kiedyś tylko po miasteczku, ale wyprawiał się leśnymi drogami na odkrywcze ekspedycje. Kiedy docierał do polany, gdzie promieniom słońca udawało się dosięgnąć samej ziemi, siadał na kamieniu, żeby porozmyślać. Najczęściej o tym, jak to będzie spotkać się z mamą Jenny. Lecz i o tym, czy zdoła zmusić Samuela, by wreszcie podjął decyzję. I co zrobi, jeśli to się nie uda? Jeżeli po powrocie Samuel nadal będzie chodził do lasu ścinać drzewa?
Pewnego dnia, siedząc przy stole w kuchni, Joel sporządził długą listę wszystkich zawodów, jakie znał. Następnie odczytywał je po kolei i próbował sobie wyobrazić, jak by to było.

„Kapitan lotnictwa Joel Gustafsson"
To oczywiście kuszące. Widzieć siebie w mundurze. Nerwy ze stali. Podczas zręcznego lądowania awaryjnego gdzieś na pustyni. Ale wiedział też, że pilot musi umieć liczyć. Jego ocena na pewno nie wystarczy.

„Geodeta Joel Gustafsson"
Co właściwie robi taki geodeta? Geo - jak w słowie geografia. Odmierza krokami długość rowów i leśnych dróg? Spisuje odległości między zagrodami? To by go zanudziło na śmierć.
Kiedy tak siedział na słonecznych polanach, analizował swoją długą listę. Zastanawiał się, jak wygląda życie mechanika i leśniczego, zegarmistrza czy aktora. Rozmyślał też o tym, jakie marzenia miał zaledwie rok wcześniej. Wtedy postanowił zostać królem rocka. Zdał sobie jednak sprawę, że kiepsko śpiewa i nie zdoła nauczyć się grać na gitarze tak dobrze, jak trzeba.
Niektóre z zawodów od razu wykreślił z listy. Najmniej mu odpowiadało bycie drwalem jak Samuel. Wszystko, tylko nie to.
W końcu stwierdził, że właściwie chce tylko jednego. Zostać marynarzem. Tak jak Samuel, zanim poznał mamę Jenny. Może mógłby być chłopcem okrętowym albo majtkiem. Powoli piąć się coraz wyżej. Taki marynarz zajmuje się olinowaniem i stoi na bocianim gnieździe. Czyli nie musi umieć liczyć. Nigdy nie obudzi się w tym samym miejscu, w którym położył się spać. Okręt jest ciągle w ruchu. Mógłby zobaczyć to wszystko, co kryje się hen, za szczytami świerków, hen, za gęstymi lasami. Nie będzie tkwił w miasteczku, w którym śnieg okrywa ziemię nawet w dniu zakończenia roku szkolnego. Zamustruje się tylko na taki statek, który pływa po ciepłych wodach. Gdzieś tam jest Pitcairn Island i czekają na niego kobiety w przezroczystych szatach.
Niemal każdego dnia myślał o tym, co wydarzyło się poprzedniego roku. Kiedy odkrył, że w sklepie spożywczym pana Ehnströma, w którym zawsze robił zakupy, pojawiła się nowa ekspedientka. Nazywała się Sonja Mattsson i przyjechała do miasteczka tylko na krótko. Była spokrewniona z Ehnströmami. Joel złożył sam sobie beznadziejne postanowienie noworoczne, że przed upływem roku zobaczy nagą kobietę. I pewnego razu Sonja Mattsson mignęła mu przed oczami ubrana tylko w przezroczystą szatę.
Nagle przypomniał sobie, że przecież Sonja Mattsson wróciła do Sztokholmu. Może będzie mógł się z nią spotkać? Mówiła, żeby ją odwiedził, jeśli kiedyś tam pojedzie. Ale nie znał jej adresu.
Ta myśl przyszła nagle, kiedy tak siedział na polanie i odhaczał kolejne zawody na swojej liście. Od razu zerwał się z miejsca. Ruszył na rowerze z powrotem do miasteczka. Wiedział, że w razie potrzeby na stacji telegraficznej można dowiedzieć się o numer telefonu i adres. Nie bez trwogi wchodził po schodach do budynku stacji. Pewnej nocy kilka lat temu poprzekładał łącza w centrali. Telefonistka wtedy spała. Nikt go nie nakrył. Ale z ludźmi nigdy nie wiadomo. Czasem tak jakby potrafili zajrzeć mu prosto do wnętrza głowy.
Joel stanął przy okienku i zadzwonił. Poczuł ulgę, widząc, że nie podchodzi do niego ta sama telefonistka, która spała w centrali podczas tamtej sekretnej wizyty.
- Chciałbym dowiedzieć się o numer telefonu i adres w Sztokholmie - powiedział.
- Będziesz dzwonił czy wysyłał telegram? - zapytała kobieta w okienku. Jej głos brzmiał surowo, więc Joel od razu się zdenerwował.
- Ani to, ani to - odpowiedział. - Chcę zadzwonić, ale później. Nie teraz.
- Nazwisko abonenta?
- Sonja Mattsson.
- Adres tej pani?
- Nie znam.
- Ale wiesz, że mieszka w Sztokholmie?
- Tak.
- Chwileczkę.
Okienko zamknęło się. Joel czekał. Z informacji na ścianie próbował wyczytać, ile kosztowałoby wysłanie telegramu.
Ale co miałby napisać?
„Przyjeżdżam w niedzielę pociągiem z Norrlandii. Wyjdź po mnie proszę. Joel. PS Samuel też będzie. Tak ma na imię mój ojciec".
Zrobiło się zbyt wiele słów. Dokładnie dwadzieścia jeden. Joel próbował w myślach skrócić tekst.
„Wyjdź na pociąg w niedzielę po południu. Joel".
Wyszło tylko osiem. Ale nie będzie wiedziała, o jaki pociąg chodzi. I na pewno nie pamięta już Joela.
Okienko otworzyło się.
- W Sztokholmie mieszka siedem osób o nazwisku Sonja Mattsson.
Kobieta podsunęła mu przez szparę w okienku książkę telefoniczną.
- Sprawdź sam, której z nich szukasz.
Dała mu ołówek i kartkę papieru. Joel wziął książkę i usiadł przy stole, aby przepisać adresy i numery telefonów. Przed pięcioma nazwiskami stało słowo „panna". Przed dwoma pozostałymi - nic.
Spisał wszystko. Potem wrócił do okienka i zadzwonił. Oddał książkę telefoniczną i ołówek.
- Wiesz, która to jest?
- Tak sądzę.
Okienko zostało zamknięte. Joel dziwił się, dlaczego nie powiedział prawdy. Że wcale nie wie, która Sonja Mattsson jest tą właściwą.
Kiedy wyszedł ze stacji telegraficznej, zastanawiał się, dlaczego po prostu nie poszedł do sklepu pana Ehnströma i nie poprosił o adres. Nie chciał tam iść. Mogliby zacząć zadawać pytania.

Dni były długie. Ale i tak szybko mijały. W czwartek postanowili, że wezmą ze sobą „Celestine" i podarują ją mamie. Razem ostrożnie wyjęli statek z gabloty i zapakowali w gazetę. Joel wyszukał odpowiedni karton. I prezent gotowy. Tego samego dnia Samuel kupił bilety.
- Pomyślałem, że prześpimy się na siedzeniach - powiedział. - Miejsca w wagonie sypialnym to niepotrzebny wydatek.
Joel w ogóle nie zaprzątał sobie tym głowy. Nie zamierzał spędzić podróży na spaniu.

I wreszcie sobota. Kiedy Joel wszedł rano do kuchni, Samuel mokrą szmatką wycierał przy stole swoją starą walizkę. Była brązowa, a jej zepsuta rączka trzymała się na sznurku.
- Nie myślałem, że ta walizka jeszcze się przyda - powiedział.
Joelowi nie podobały się te słowa. Czy miały znaczyć, że Samuel tak naprawdę nigdy nie zamierzał opuścić miasteczka i znów wyruszyć na morze? Chciał go o to zapytać. Ale zrezygnował. Jeszcze nie teraz. Zrobi to, kiedy będą patrzeć na statki zacumowane w Sztokholmie.
Nie, nie będzie go pytał. Będzie błagał. Skoro wiedzieli już, gdzie jest mama Jenny, to czy nie pora uciec od tego chłodu i śniegu?
Joel nie miał walizki. Musiał wziąć swój plecak. Nie był z tego zadowolony. Ktoś, kto wybiera się do Sztokholmu, powinien mieć porządną walizkę. Choćby i taką, która ma piętnaście lat. Samuela na pewno byłoby stać na nową, gdyby pracował na morzu.
Nie wyjeżdżali na długo. Cztery dni szybko miną. Joel spakował swoje najlepsze ubrania. Na wierzchu położył plan Sztokholmu. O dziewiątej wszystko było już gotowe. Do wyjścia na stację pozostało osiem godzin. Samuel ogolił się. Joel sprawdził, czy zrobił to starannie.
- Jeszcze broda - powiedział, kiedy on zaczął wycierać twarz.
- Broda? - zdziwił się Samuel.
- Masz jeszcze zarost pod brodą.
Samuel dokładnie obejrzał się w małym lusterku. Potem pociągnął kilka razy brzytwą.
- Teraz lepiej? - zapytał.
Joel kiwnął głową. Był zadowolony.
Kwadrans po czwartej poszli na stację. Nagle Joel poczuł w środku szaloną radość. Tak jakby dopiero teraz dotarło do niego, co się dzieje.
Wyruszali w podróż.
Na spotkanie z mamą Jenny.

Warto zobaczyć