Na pewno w dzieciństwie czytaliście książkę Antoine’a de Saint-Exupéry’ego "Mały Książę". Ja również i to wiele razy. Czytałam ją będąc w różnym wieku i za każdym razem odkrywałam coś nowego i odbierałam opowieść na nowo. Moje ostatnie spotkanie z "Małym Księciem" było dawno temu, ale wspomnienia wróciły w ubiegłą niedzielę, kiedy to wybrałam się z synem na spektakl "Mały Książę" do Krakowskiego Teatru Scena Stu.
Spektakl przedstawia w zaskakujący sposób znaną nam opowieść o chłopcu i jego wrażliwej, wymagającej róży. Scenografia jest raczej ascetyczna. Centralnym punktem sceny jest podnoszący się, podświetlony fragment sceny, który powoduje mocne skupienie uwagi widzów na aktorach. Zaprojektowane kostiumy, w których występuje każdy z aktorów są tak sugestywne i starannie przemyślane, że opowiadają o każdej z postaci prawie wszystko, dzięki czemu zbędna jest dodatkowa narracja czy opis postaci.
Efekty świetlne (reflektory, lasery) oraz mocna, zdecydowana muzyka powodują wzmocnienie siły przekazu spektaklu, a telebimy z wyświetlanymi obrazami uatrakcyjniają spektakl. Reżyser, Krzysztof Jasiński pokazuje "Małego Księcia" w bardzo nowoczesny sposób. Gra aktorów, ich zaledwie kilkumetrowa obecność od widza, efekty wizualne i dźwiękowe oraz nieprzyzwoicie piękne kostiumy to prawdziwa uczta dla oczu, uszu i duszy. To doskonały spektakl dla dzieci, ale chyba jeszcze lepszy dla dorosłych, bo pozwala zatrzymać się, wyciszyć i spojrzeć na świat w zupełnie inny sposób. Moim zdaniem spektakl nie ma absolutnie słabych stron.
Według mojej subiektywnej oceny dzieło artystyczne jest dobre, kiedy po obcowaniu z nim mamy wrażenie, że coś w nas się zmieniło, kiedy zaglądamy w głąb siebie.
Dokładnie z takim wrażeniem opuściłam teatr. Mój syn był szczęśliwy, bo spektakl mu się po prostu podobał, a ja czułam się jak po terapii u dobrego terapeuty. W dodatku na koniec spektaklu się wzruszyłam, ale to chyba taka reakcja na ujrzane piękno :)
Zdjęcia: Krakowski Teatr Scena STU