Kraków

Tygrys Pietrek w Teatrze Groteska

Tygrys Pietrek w Teatrze Groteska

Opowieść o Tygrysku Pietrku, który bał się wszystkiego jest świetną propozycją także dla najmłodszych widzów. Sprawdziłam to na własnej skórze, bo spektakl obejrzałam w towarzystwie dwu i półletniego syna (i sama nie wiem, komu podobał się bardziej).  

 

Z mojej, dorosłej perspektywy jest tu wszystko, co zauroczyć może małego widza, wciągając go w magiczny świat teatru: prosta, ale plastyczna scenografia (zmienia się, jak w kalejdoskopie), żywiołowa muzyka w stylu iberoamerykańskim, wyrazista gra aktorska (mnie ujęła zwłaszcza Maja Kubacka). Dorośli, którzy kochają piękną polszczyznę, docenią tekst Hanny Januszewskiej (a dzieci będą dopytywać się, co znaczy „mdły blondas”), znanej starszym czytelnikom z opowieści o małej Pyzie-podróżniczce.

 

Pietrek, który z byle powodu drży jak liść osiki, przez współplemieńców zostaje pozbawiony tygrysich pasków i wysłany „w świat”, a wędrując przez niego próbuje pokonać swoje liczne strachy. Najpierw w konfrontacji z ostrozębnym krokodylem, potem jako wartownik na nocnej warcie. Naśmiewają się z niego małpy, on sam nie wierzy, że pozbędzie się strachu, z byle powodu chwyta się maminej spódnicy.  Szuka odwagi w miasteczku, próbuje kupić ją na targu, od sprzedawców owoców. Wszystko na nic, dopóki Pietrek nie zyskuje autentycznej motywacji. Kiedy dowiaduje się, że jego mama jest chora, nagle niestraszne okazują się pioruny i błyskawice – biegnie na ratunek do miasteczka, żeby sprowadzić do niej doktora.

 

„Łatwo być odważnym, jak się myśli o innych, nie o sobie” brzmi morał tej opowieści – morał, który często sprawdza się w życiu.

 

Mojemu synowi spektakl bardzo się podobał – podobała się energetyczna  muzyka, nawoływania przekupek z targu, wielki marionetkowy krokodyl, kłapiący paszczą i hałaśliwe, przekrzykujące się małpy. Nie w smak był mu tylko brawurowy taniec Indianina, ale w końcu ma dwa i pół roku i nigdy wcześniej nie widział Indianina, nawet na obrazku.

 

Jedyny mankament, który znalazłam (ale dzieciom pewnie nie robiło to żadnej różnicy) to zbyt głośny podkład muzyczny w stosunku do głosów aktorów – czasem nie było słychać słów piosenki.

 

Olga Płuciennik

 

Przeczytaj również

Polecamy

Więcej z działu: Wiadomości lokalne

Warto zobaczyć