Któregoś popołudnia Igorek (4 lata) siedział ze mną przed komputerem i zobaczył zdjęcia do felietonu o stuleciu aparatu fotograficznego Leika. Zdecydował, że chciałby zobaczyć stare aparaty fotograficzne.
Dotychczas interesował się aparatami fotograficznymi, które mamy w domu oraz uwieczniał otoczenie zdjęciami robionymi telefonem komórkowym. Po wyjawieniu jego marzenia poszukałam muzeum fotografii i wybór padł na krakowskie Muzeum Historii Fotografii. Koniecznie muszę dodać, że przez 2 dni dziecko mówiło każdej napotkanej osobie, że "jedzie z mamą i tatą do muzeum aparatowego" i nie mogło się doczekać.
Po wejściu do muzeum wszedł przejęty do pokoju, w którym znajduje się kasa, a stamtąd była już tylko krótka droga na piętro w celach poznawczych. Dziecko przez cały pobyt w muzeum było wielce podniecone ilością eksponatów. Zadawał mnóstwo pytań o wszystko, zwłaszcza zainteresowało go pomieszczenie ciemni oraz zdjęcia robione przy użyciu różnych technik fotograficznych.
Stare, ponad stuletnie aparaty fotograficzne wyglądały imponująco. Gablota z polskimi aparatami fotograficznymi uświadamia nam, że Polacy także konstruowali aparaty fotograficzne. Po obejrzeniu wystawy uświadamiamy sobie, że niektóre dzisiejsze aparaty fotograficzne do złudzenia przypominają te stare, czyli zauważalna jest fascynacja tym, co odeszło. I słusznie, bo te stare są piękne i do bólu doskonałe.
Warto zwrócić również uwagę na wystawę dawnych zdjęć, ponieważ pokazuje ogrom technik fotograficznych, które powodują zaskakujące efekty. Świetna była również wystawa sprzętu kinematograficznego pokazująca, jak na przestrzeni lat zmienił się sprzęt i pokazywała ogromny postęp w tej materii.
Muzeum Historii Fotografii można z czystym sumieniem polecić rodzicom z dziećmi, zwłaszcza na odbywające się tam warsztaty fotograficzne.
Marta Tymowska-Malec