Temat, który zainteresował moją córkę to zdecydowanie okres szkolny dziadka, który słynie z zamiłowania do opowieści dotyczących swoich lat młodzieńczych.
Dziadek opowiedział jej o szkole z lat 50-tych, w których to zamiast długopisu używało się ołówka, by w późniejszym czasie korzystać z kałamarza, który był wmontowany do biurka. I tym sposobem córka dowiedziała się o tym, że często w zeszycie poza literami pojawiały się kleksy.
W szkole obowiązywały mundurki z dopinanymi białymi kołnierzykami. Szkołę wyróżniały również drużyny harcerska i zuchowa, dzięki temu miało się możliwość uczestniczenia w zabawach takich jak podchody czy zdobywanie odznak za sprawność. To, co wyróżniało klasę lekcyjną, czego już się nie spotka to piec kaflowy, do którego pan woźny w czasie zimowych zajęć dorzucał węgiel.
Lidia