BAJ nas znowu zachwycił, rozbudził i zaktywizował naszą wyobraźnię. A wszystko to przez niespełna trzy kwadranse, które minęły jak jedna chwilka. Razem z córką, która już Najnajem w terminologii Bajowej nie jest (bo ma prawie 4 lata), wybrałyśmy się na premierę „Nie ma... nie ma... jest!” - drugiego spektaklu dla najmłodszych.
Foyer teatru tym razem zamieniono na... Właśnie trudno stwierdzić i dokładnie nazwać miejsce, w którym spektakl się odbywa. A to tym bardziej intryguje... Zdradzę tylko, że było miękko, jasno i mimo niewielkiego metrażu czuć było przestrzeń. Całość kompozycji kojarzyć się może z teatrem greckim.
Na scenie znów dwójka znakomitych aktorów, których ruch sceniczny i mimika doskonale oddawała zachowanie dziecka. Dziecka, które wykonując proste czynności, kreuje dla siebie nową rzeczywistość. A my w niej uczestniczymy i staramy się ją rozpoznać, nazwać, oswoić. Tak, żeby wszystko to co się dzieje, miało dla nas jakiś sens, żebyśmy mogli to zapisać i włożyć do konkretnej szuflady. Żebyśmy umieli nazwać wszystko to co powstaje ze znalezionych przedmiotów, zinterpretować daną sytuację i odgadnąć emocje, które jej towarzyszą.
Ale tak chyba reagowali na ten spektakl tylko dorośli, bo dzieci wpatrzone z zachwytem w to co się dzieje nie musiały sobie tłumaczyć teatralnej rzeczywistości. Dla nich liczy się forma, kolor i dźwięk. A w tym przypadku te trzy pojęcia genialne ze sobą współgrały, tworząc efektowną całość.
Dla dzieci zabawa polegająca na szukaniu, chowaniu, tworzeniu czegoś z niczego jest najlepszą rozrywką na świecie. I ten spektakl właśnie o tym opowiada – dźwiękiem, który doskonale pasował do danej czynności, zaskakującymi formami, które same w sobie już były zdumiewające oraz z początku stonowanymi a potem intensywnymi kolorami, doskonałymi pobudzaczami dla najmłodszych widzów.
Przez cały spektakl towarzyszyły nam niezwerbalizowane odgłosy zachwyconych Najnajów, momentami śmiech tych starszych i rodziców. To co rodziło się na scenie wprawiało w zdumienie, pobudzało do działania i zachęcało do tego, żeby się przyłączyć. I na koniec, rzeczywiście każdy mógł ze zdumieniem wziąć udział w odkrywaniu tego czego nie ma... a jednak jest!
I choć na scenie tym razem zabrakło połechtania zmysłu węchu (w „Śpij” pachniało świeżą pomarańczą), to i tak „Nie ma... nie ma... jest!” to wspaniała, różnobarwna i przepełniona muzyką pierwsza przygoda teatralna dla maluchów, która stać się może genialnym początkiem w odkrywaniu świata.
Mama Magda