Warszawa

Symfonia na fasolę, małe stopy i didgeridoo

Symfonia na fasolę, małe stopy i didgeridoo

Recenzja spektaklu "Symfonia Żywiołów" granego w warszawskiej Galerii Freta na Scenie Elfów. Tego spektaklu się nie ogląda. Jego się przeżywa, współtworzy i w nim uczestniczy. Niezależnie czy ma się kilka lat czy kilkadziesiąt. Rodzice, dziadkowie, dzieci – tuż po wejściu do Galerii Freta mogli być pewni, że czeka ich coś niesamowitego. Bo oto przywitały wszystkich (i każdego z osobna) "teatralne postaci", wśród nich elegancko ubrany jegomość – Piotr Boruta ze swoim kosmatym przyjacielem Czocherem. Oto można było przyozdobić się kolorowymi kokardkami, ba, nawet ręcznym dzwonkiem ogłosić zebranym, że kolejne dźwięki przybliżają do rozpoczęcia spektaklu..

 

Krętymi schodami widzowie zeszli do piwnic, by zasiąść w sali o szczególnym klimacie. Magicznym, kolorowym, pełnym  instrumentów, dźwięków i przedmiotów, które na co dzień chyba mało kto utożsamia ze sztuką. Fasola na tacach, woda w różnego rodzaju wazonach i misach, monety, kolorowe materiały, poduszki.
Powstawały żywioły - ziemia, ogień, wiatr, woda, wpasowane w opowieść ilustrowaną dźwiękiem, barwą i emocjami. Wygrywaną, wyśpiewywaną, "wytupywaną". Instrumenty, na których "czarowali dźwiękiem" muzycy (chociażby na didgeridoo, bębenku senegalskim, flecie), piękny głos Marii Romy Klatki - "dyrygentki" zachęcającej uczestników do wspólnych działań, muzyka wydobywająca się z papieru, fasoli, wazonów z wodą, drewnianych łyżek – wszystko to poruszało i wciągało, zachęcało, by przyłączyć się, w swoim własnym tempie, do śpiewu, grania, tańca i improwizacji. Pomysłów było tak dużo, że samo opisanie zajęłoby mnóstwo miejsca. Obserwując dzieci uderzało to, że mimo umowności przez jaką oddziaływał teatr, najmłodsi doskonale rozumieli, czuli i z zaangażowaniem uczestniczyli w tym, co się działo.


Sztuka kameralna pozwalająca na zachwyt nad naturą i odkrywanie samych siebie, w swej spontaniczności, możliwościach i emocjach. To spektakl "na widzów i marionetkę". A nawet kilka marionetek, w które "życie tchnęła" Anna Polarusz – przekonująco, bajkowo, z wdziękiem i talentem ożywiła wiewiórkę, jeżyka–śpiocha, zajączka, który poszukiwał słońca. Zwierzątka rozmawiały z zebranymi, wchodziły z nimi w autentyczne relacje, malcy pocieszali zajączka i podpowiadali gdzie jest słońce...
Dzieci i dorośli, widzowie i aktorzy, muzycy tworzyli symfonię – piękny koncert, który wciąż w nas brzmi. Spektakl, zainspirowany rumuńską bajką,  który spowodował, że z niecierpliwością czekamy na kolejne projekty „Elfów”. Spektakl dla tych, którzy od teatru oczekują czegoś więcej. Jak dla nas – poruszająca opowieść, niezapomniane wrażenia i godne polecenia przedsięwzięcie. Oczarowana..

 

mama Ania
 

 

Komentarze

Genialne! Musicie to koniecznie zobaczyć! Zadziwi was wszystko, włącznie z waszą reakcją. A miny dzieci - niezastąpione.

dodany: 2012-03-20 15:46:17, przez: zaczwycona

Ja też była oczarowana miejscem, klimatem i zachwytem dzieci i rodziców uczestniczących w spektaklu:) A już już wiem że w lutym będą nowe spektaklo koncerty Co To? Kto to? Ja!!! nie mozemy sie już doczekać!!!!

dodany: 2012-01-26 12:13:54, przez: Przyjaciel Elffów

Przeczytaj również

Polecamy

Więcej z działu: Wiadomości lokalne

Warto zobaczyć