Warszawa

Recenzja książki:

Babcia Dziergajka

Babcia Dziergajka

Margarett Borroughdame
od 4 do 10 lat
PATRONAT

Skarpeta jak list miłosny

Babcia siedzi w fotelu, ma koczek, okulary i kota zwiniętego na kolanach, lepi pierogi dla wnuków i chodzi z nimi na spacery. Kiedy zastanawiam się nad stereotypowym obrazem babci, właśnie taki przychodzi mi do głowy. Ale gdyby się tak zastanowić i założyć, że mamą zostaje pani w wieku 20 lat, a następnie jej córka rodzi dziecko w wieku 20 lat - mamy babcię 40 letnią. I raczej nie będzie siedzieć w fotelu, tylko chodzić do pracy, a czasem biegać, kiedy np. zaśpi. Babcia może być siwiutka jak gołąbek lub mieć irokeza, może słuchać jazzu lub grać w koszykówkę, od jazdy autem może woleć rolki - ile pań sprawujących tę zaszczytną i radosną funkcję, tyle możliwości. Babcia to po prostu nazwa na serce w rozmiarze XXL, a nie wygląd i predyspozycje.

 

"Babcia Dziergajka" to jedna z pań, która kocha najbardziej na świecie swoją rodzinę, a miłość wyraża obdarowywaniem bliskich własnoręcznie zrobionymi na drutach skarpetami w niewyobrażalnie kolorowe wzory; dzierganie ją uszczęśliwia i wyraża jednocześnie, a skarpety dostosowane wzorem i kolorystyką do obdarowanej osoby pokazują, że Babcia ją zna, kocha, akceptuje, widzi jej zainteresowania i potrzeby; skarpeta jest jak list miłosny, włożony w jej powstanie czas i trud oddają wszystko, czego nie oddałyby słowa.

 

Margarett Borroughdame po raz kolejny przedstawia młodym czytelnikom - i tym nieco starszym również - niezwykle wartościową, a zarazem lekką i zabawną historię. Jak głosi biogram autorki na stronie wydawnictwa MBBooks, odpowiedzialnego za publikację "Babci...", Borroughdame W każdym dziecku widzi bacznego obserwatora świata i radosnego odkrywcę rzeczy małych i jeszcze mniejszych, wielkich i jeszcze większych. Lubi słowa „proste, naturalne, bezpośrednie”. I to widać w opowieści, która broni się swoją bezpretensjonalnością, jest naturalna i szczera, a uwidoczniona w niej tytułowa postać od razu wzbudza sympatię i zaufanie. Język tej wierszowanej historii jest niezwykle sensualny, zmysły czytelnika atakowane są zapachami malin i karmelu, oczom nasuwają się obrazy tęczy, lasu... Czyli dobre wspomnienia dzieciństwa, przywołujące radość chwil zamkniętych w kadrach pamięci. Całości dopełniają piękne ilustracje Cezarego Powierży, a dzieci na pewno ucieszą dwa, dodane jakby mimochodem, bonusy - pusta skarpetka do uzupełnienia rysunku wymarzonym wzorem oraz instrukcja wykonania pętelki na drutach (moja córka od razu spróbowała, przyznam, że z sukcesem).


Po lekturze opowieści Margarett Borroughdame pozostają mi dwie refleksje. Tak naprawdę dużo więcej, ponieważ uniwersalne, ponadczasowe historie dotykają serc i umysłów w sposób zwielokrotniający nasze życiowe doświadczenia, wzruszają, przywołując to, co jest ukryte głęboko na dnie serca. Ale przede wszystkim dwie myśli - pomniki trwalsze niż ze spiżu w wykonaniu naszych babć to kilometry wyhaftowanych obrusów, stosy skarpetek, uginające się półki przetworów; moja babcia zostawiła mi poczucie, że dom jest tam, gdzie mieszają się zapachy pysznych potraw i z którego nikt nie wyjdzie głodny. Jedzenie nie rozwiąże wszystkich problemów świata, ale może dodać trochę siły do walki z nimi.

 

Ja gotuję teraz jak szalona, a najchętniej posługuję się przepisami babci. Druga myśl, która zaświtała mi podczas lektury - "Babcia też człowiek". Pamiętam opowiadanie Ireny Landau pod tym właśnie tytułem, wydane w serii "Poczytaj mi mamo" o babci, która pewnego dnia nie zrobiła obiadu, tylko czytała, biorąc sobie dzień wolnego od domowych obowiązków - i szok jej wnuków; mocno dało mi to do myślenia nad pasjami, potrzebami naszych dziadków, których często w dzieciństwie nie zauważamy. Niby są obok, wszystko o nich wiemy, ale często jest to bardzo powierzchowne.


Jestem bardzo wdzięczna autorce za piękną opowieść, dzięki której ogromnie się wzruszyłam. 32 wersy z czasem, radością i miłością zaklętymi wewnątrz.

 

Anna Barasińska

 

Przeczytaj również

Polecamy

Warto zobaczyć