Książki o Basi znam od bardzo dawna. Zanim jeszcze zostałam mamą wiedziałam, że to pozycja godna uwagi. Dla mojej pięcioletniej córki Basia i jej wielka księga słów była pierwszym spotkaniem z pasiastą bohaterką. Myślę, że mogę śmiało napisać, że pierwszym, ale nie ostatnim! Basia zdobyła nasze serca dowcipem, inteligencją a jej rodzina tym, że jest nam tak bliska ze zmaganiami z codziennością.
Zawarte w książce słowa a właściwie pojęcia, które w fantastyczny sposób tłumaczone są dzieciom przez Basię i innych członków jej rodziny, są ułożone w porządku alfabetycznym. Ich dobór może być dla czytelnika zaskakujący, ale szczerze powiem, że jest bardzo trafiony. Nad wieloma słowami dorosły zapewne by się nie zastanowił, większość z tych znaczeń wydaje się być oczywista – przecież wiadomo, że mama to po prostu mama a gotowanie to inaczej przygotowanie jedzenia, nie są to „trudne” słowa. Okazuje się jednak, że mogą znaczyć dla każdego coś innego. Definicje różnią się dzięki odmiennym spojrzeniom na dany problem. Dla przykładu możemy mieć różne poglądy na temat obowiązków, niespodzianek czy wolności. Czytając definicje z punktu widzenia młodych bohaterów dorosły ma możliwość refleksji nad tym, jak różne od naszego jest dziecięce spojrzenie na świat. To co dla nas jest oczywiste dla dzieci już niekoniecznie.
Wracamy z córką do Basi i jej Wielkiej księgi słów co wieczór – zainspirowane same tworzymy nowe definicje zawartych w książce pojęć. Okazała się ona świetnym prowokatorem do rozmów o naszej rodzinie. Uwaga na literkę „J” – jest trochę niebezpieczna… ale o tym dowiecie się, gdy przeczytacie książkę. Polecamy nie tylko małym dziewczynkom!
Anna Bogusz