Dziękuję za wzruszenie i głośny śmiech. Dziękuję za wszystkie emocje, które pojawiły się we mnie podczas lektury książki I wtedy moja córka powiedziała.
Kalicińska tak czule mówi o swoich dzieciach, tak prosto opowiada o roli rodziców i relacjach między rodzeństwem, o potrzebie rozmawiania, wierze, motywacji, ubieraniu, jedzeniu, o normalnym życiu. Nie używa wielkich słów, choć porusza ważne sprawy. Wszystko wydaje się takie zwyczajne i oczywiste.Chciałabym mieć taką łatwość komunikowania się z córką. Chciałabym mieć taką lekkość pióra.
Teksty tej autorki przeczytałam kilkakrotnie, często także mężowi. O szramach, nauce czytania, gwizdaniu i pizzy, praniu pieluch, wierszu syna i wiele innych. Odbierałam je dwuwarstwowo: jako matka i jako córka.
I wtedy moja córka powiedziała to dwadzieścia kilka rozdziałów-obrazków. Ciepłe, bardzo osobiste opowiastki nakreśliła Małgorzata Kalicińska. Krótkie psychologiczne przedmowy do nich wygłosił Marek Knap-Zagóra.
Próbowałam czytać tę książkę tradycyjnie, kolejno przewracając kartki. Po kilku rozdziałach postanowiłam jednak „rozdzielić autorów”. Osobno czytane teksty Kalicińskiej pochłonęłam w jeden wieczór, a potem wracałam do nich kilkakrotnie. Dopiero później zagłębiłam się w rozważania Knap-Zagóry.
„Nie ma jednoznacznej recepty na wychowanie dziecka” i „nikt nie potrzebuje doskonałych rodziców” – pisze ten psycholog, jakby uprzedzając próby zaklasyfikowania książki jako poradnika. Nie zawarto w niej rad, nie udzielono odpowiedzi, ale między wierszami ukryły się pytania, które każą czytelnikowi zatrzymać się i zastanowić. Czy ważniejsze są sukcesy i rywalizacja, czy szukanie własnego ja? Brak blizn i doświadczeń czy próby i odpowiedzialność? Porządek, czy życzliwość? Poczucie bezpieczeństwa czy wymagania?
Zachęcam do lektury.
Joanna Bednarczuk