Książka Zły Pan mnie obezwładniła. Tekst i rysunki są jak sploty swetra, który obiecał ciepło i bezpieczeństwo, a potem opinał coraz ciaśniej i ciaśniej, aż zabrakło mi tchu i nie mogłam wydać żadnego dźwięku.
Czy tak czuł się Boj – mały chłopiec, który bezustannie nasłuchiwał kroków, słów, a nawet oddechu swego ojca, by odgadnąć jego nastrój? Chłopiec, dla którego zachowanie ojca było niewiadomą, a bezsilność matki kazała szukać winy w sobie?
Gro Dahle i Svein Nygus nie owijają problemu w bawełnę. Chociaż początek ich opowieści jest prawie beztroski, to temat jest jasny od samego tytułu: agresja, przemoc. Boj się boi, „mięśnie mięśnieją, kostki kostnieją, szyja szyjnieje”.
Autorzy nie zostawiają jednak Boja ze strachem, a czytelnika z bezradnością. Otwierają drzwi, pokazują drogę: opowiedz, napisz list. Kto jest adresatem i jak reaguje można sprawdzić samemu. Ja powiem tylko, że książka kończy się nadzieją.
Zły Pan to trudna książka, ale kilka dni po samotnej lekturze, odważyłam się przeczytać ją 9,5-letniej córce. A ta przyjęła ją zupełnie inaczej niż ja. Spokojnie.
Joanna Bednarczuk