W książce nie ma ani słowa o bocianie! Szkoda, bo ja nie wiedziałem wcześniej, dlaczego ten bocian podrzuca dzieci do kapusty, przecież tam mogą zmarznąć albo nikt ich nie znajdzie, jak będzie mgła.
Wiedziałem za to wcześniej, że dziecko wychodzi z brzucha mamy, bo mam wielu młodszych kuzynów. Tylko zdziwiłem się, kiedy napisali, że po urodzeniu dziecko ma być długie jak mój łokieć, bo właśnie oglądałem urodzonego tydzień temu kuzyna i on wcale nie jest długi tylko jest zwinięty jak kulka. Ale potem mama wytłumaczyła mi, że dzieci nie rozciągają się jak linijki tylko mierzą takim metrem jak pani krawcowa.
To ciekawe, że każdy był kiedyś małym plemnikiem, jak kijanka od żaby. I to bardzo śmieszne. Dziwne jest to, że ta komórka ciągle się dzieli na dwie części i znowu na dwie i znów i tak wiele razy… a na koniec się łączy. Szybciej byłoby jakby od razu bez dzielenia zaczynał rosnąć człowiek. Szkoda że nie pamiętam, jak odcinali mi pępowinę, bo nie wiem, czy to boli. Ciekawe czy tak samo powstają słonie i żyrafy.
Ja się nie wstydzę stać przed całą klasą pod tablicą, ale niektórzy strasznie się tego obawiają. W książce piszą, że chłopcom rosną wąsy. Ciekawe, kiedy mnie wyrosną i czy będą długie.
Z rysunków najbardziej podobał mi się dzidziuś, który w brzuchu mamy słuchał muzyki. Ciekawe czy mógł też trochę śpiewać?
Bartek, lat 8