Rodziny Różyczków nie sposób nie lubić. Już sam rzut oka na okładkę książki (przynajmniej w przypadku mojej rodziny) sprawia, że wszyscy są pewni, że czeka ich spora porcja dobrej zabawy. Rodzina Różyczków też dobrze się bawi i chociaż czasem wpada w tarapaty, z właściwym sobie dystansem z owymi tarapatami sobie radzi.
Paweł Różyczko – tata o wyglądzie może nieco "wczorajszym" jest wspaniałym, choć niektórym może się wydawać, że nieco ekscentrycznym opiekunem i towarzyszem zabaw swoich dzieci. Pomysłowej trójki – Konstantego, Anny Marii i Olafa. Sprawujący pieczę nad swoimi latoroślami podczas nieobecności mamy, która, jak w każdej części, wyjechała na ważną międzynarodową konferencję ekologiczną i pojawia się dopiero na ostatnich kartach książki... Czuwa nad nimi też sąsiad – pan Rurka, z czarodziejską różdżką sprzyjającą poszukiwaniu wodnych żył.
Tym razem rodzina Różyczków musi się zmierzyć z brakiem wody w studni i strasznym (przynajmniej zdaniem dzieci) potworem weń zamieszkującym. I z domkiem letniskowym wyglądającym jak krzywa wieża. A całe zamieszanie spowodowała Kolczatka Stukatka – owoc pomysłu na poradzenie sobie z nudą, podsunięty dzieciom przez troskliwego
(i obawiającego się o kondycję komputera, który mógł zostać uraczony brudnymi palcami umoczonymi w dżemie, jogurcie i kleju) tatę Różyczko. Kolczatka Stukatka (nie myślcie sobie, że istnieje tylko kolczatka australijska) tak stuknęła, ze trafiła w "Kup teraz", czyniąc rodzinę Różyczków szczęśliwymi posiadaczami letniskowego domku...
Przeczytajcie (i koniecznie obejrzyjcie) tę książkę (obowiązkowo też inne części) swoim dzieciom. O treści pisałam, a ilustracje – zawadiackie, dowcipne, pełne szczegółów są również bardzo mocną jej stroną. Czekamy na kolejne części!
mama Anna