19 grudnia 2015 roku Smykowe granie w Filharmonii Krakowskiej odbyło się w prawdziwie świątecznej atmosferze. Zajęcia prowadzone z wykorzystaniem teorii prof. E.E. Gordona mają na celu umuzykalnienie dzieci – umożliwienie im kontaktu z muzyką, który rozwija potencjał i „myślenie muzyczne” na zasadach podobnych do naturalnej, spontanicznej nauki języka. Podobnie jak z rozwojem mowy, kluczowe są pierwsze lata życia dziecka. Zajęcia dedykowane są dla dzieci w różnym wieku, od tych, które chłoną muzykę będąc jeszcze w brzuchu mamy po trzylatków.
Tym razem na zaproszenie osób prowadzących zajęcia do dzieci przybyła góralska kapela. Uczestnicy mogli poznać góralskie instrumenty, charakterystyczny śpiew i tańce oraz oczywiście kolędy i pastorałki.
Zajęciom towarzyszyły białe rekwizyty w postaci gęsich piór, rozdmuchiwanych przez prowadzących niczym śnieg oraz pledy, w których pod koniec zajęć można było huśtać dzieci (metodą dobrze znaną wszystkim rodzicom huśtającym dzieci w kocu). W rogu sali stała świąteczna choinka – budząca zainteresowanie większości dzieci.
Moja córka Kasia na zajęcia przybyła z marsową miną, na granicy płaczu. Miała wielką ochotę pójść na lody i żadne inne atrakcje nie mieściły się w jej najbliższych planach. Zaczęła strasznie płakać i nasz udział w Smykowym graniu przez chwilę wisiał na włosku. Po raz kolejny jednak przekonałam się na własnej skórze, że muzyka łagodzi obyczaje. Po rozpoczęciu zajęć nie płakała już wcale i tylko raz zapytała o lody. Prowadzącym udało się zainteresować dzieci – być może zainteresowanie nie jest tu najlepszym słowem… dzieci „zanurzyły się” w muzyce. To pierwsze takie moje doświadczenie – nie przesadzę, jeśli napiszę, że na wszystkich zajęciach, w których uczestniczyłyśmy dla dzieci w wieku 0-3 r.ż., co jakiś czas dzieci pytały o dom, mleko, ktoś popłakiwał. Tu poza dwójką dzieci, które trzymały się z boku i nie czuły się na tyle pewnie żeby tańczyć z pozostałymi na dywanie nie było nic z tych rzeczy. Najmłodsze dzieci słuchały, troszkę starsze raczkowały sobie po dywanie, a najstarsze słysząc żywą, góralską muzykę tańczyły z rodzicami lub biegały.
U Kasi przełom nastąpił, kiedy prowadzący rozdmuchując gęsie pióra zaczęli udawać, że kichają. Kasia była rozpromieniona i zaczęła bawić się piórami. Później już coraz śmielej angażowała się w zajęcia. Pod koniec odważyła się zatańczyć ze mną i z uwagą obserwowała tańczące i huśtające się w pledach dzieci. Prowadzący zachęcali rodziców do spontanicznego włączania się w śpiew – przekonywali, że niezależnie od tego, co sami myślimy na temat naszych głosów – to właśnie śpiewając dzieciom osobiście najlepiej wspieramy ich rozwój muzyczny. Dużo lepiej niż dostarczając im nawet najlepszych nagrań.
Na koniec spotkania dzieci zostały poczęstowane świątecznymi pierniczkami.
Kolejne spotkanie odbędzie się w klimacie karnawału – nie możemy się doczekać!