Czy można mieć w życiu... za dużo? Nigdy nie spotkałam dziecka, które miało za dużo słodyczy, zabawek albo ciekawych książek, za to wielu dorosłych, którzy mają za wiele na głowie, za dużo decyzji do podjęcia, za mocne doświadczenia... Wtedy naprawdę można mieć wrażenie przesytu. Problem zaczyna się wówczas, gdy w miejscu nadmiernie obciążonego dorosłego staje dziecko, zaplątane w świat dorosłych trudności. O takim przytłoczeniu życiem opowiada niezwykle mądra, momentami przejmująca smutkiem historia Cary'ego Lewisa pt. „Rośnij”.
Głównym bohaterem jest nastoletni Marty, chłopak przeciążony problemami swojej rodziny. Fizycznie i w przenośni, ponieważ jego mama cierpi na manię zbieractwa, chorobliwą do tego stopnia, że utrudnia im życie. Myślę o tej powieści trochę jak o poetyce kina moralnego niepokoju – wzbudza momentami bardzo niekomfortowe emocje dotyczące ludzkiego losu, nieodzowne jednak i konieczne dla budowania się młodego człowieka i nabywania przez niego pełnej, rzetelnej wiedzy o świecie.
Metafora samotnej mamy, przytłoczonej ciężarem życia, niezwykle plastycznie oddanym przez nadmiar zalegających dookoła niepotrzebnych i zepsutych rzeczy pozwala niezwykle mocno zrozumieć odczucia głównego bohatera – jego bezsilność, samotność, przedwczesną dojrzałość. Bez lukrowania, ale i bez demonizowania.
Problemy szkolne, Czytelnik nie zostaje jednak pozostawiony sam w groźnej, budzącej złe emocje sytuacji – przeciwnie, to tylko niewielka część obrazu zbudowanego w tej niezwykłej opowieści. Tutaj rolę dobrej wróżki odegra dziadek Marty'ego, nieco szalony działkowiec, o jakim marzyłby każdy wnuczek – pokazuje bowiem, że miłość może człowieka opatulić, dać mu schronienie, poczucie bezpieczeństwa i tak naprawdę niewiele wystarczy, by być szczęśliwym. Za sprawą dziarskiego staruszka – i przy wydatnym udziale dwóch tajemniczych nasionek – mogą dziać się cuda. Twory kultury dedykowane dzieciom nie od dziś pokazują, że w świecie wyobraźni, a przede wszystkim przy niewyczerpanych pokładach nadziei, mogą dziać się cuda. Babcia na jabłoni, Bogus, Fantazja z „Niekończącej się opowieści”, Narnia w trakcie wojny – i Paryż w opowieści o Martym, to twory dużo bardziej realne i potrzebne, niż szara rzeczywistość dokoła.
Podczas lektury miałam przed oczami scenę z „Lilo i Stich”, podczas której główna bohaterka mówi, broniąc kłopotliwego przybysza z kosmosu, że „Ohana, to znaczy rodzina, a w rodzinie nikogo się nie porzuca”. Dziadek za Marty'ego, Marty za mamę – i wyrywają tę rzepkę problemów, ocalając się wzajemnie. „Rośnij” polecałabym wczesnym nastolatkom, jako mądrą, momentami trudną, ale i zabawną historię o sile miłości, przyjaźni, rodziny, a przede wszystkim nadziei, której nigdy nie wolno porzucić. I o tym, że cuda w życiu człowieka dzieją się w najmniej oczekiwanym momencie, warto tylko cierpliwie czekać. Może okazać się znakomitym gwiazdkowym prezentem, przez swój baśniowy rys i uniwersalne, krzepiące przesłanie.
Anna Barasińska
mama x 5, Pani od Poezji