Warszawa

Recenzja książki:

Hachiko. Pies, który czekał

Hachiko. Pies, który czekał

Lluís Prats
od 7 do 13 lat
PATRONAT

O psie, który nie jeździł koleją

Ktoś kiedyś powiedział, że chłopaki nie płaczą… widać nie znał historii Hachiko, psa, który czekał. „Hachiko. Pies, który czekał” to książka autorstwa Lluisa Pratsa, którą z hiszpańskiego przełożyła Agnieszka Pohl. Dodatkowo wydawnictwo Zaklęty Papier wzbogaciło swoje wydanie o niezwykłe ilustracje Zuzanny Celej.


Historia Hachiko, psa rasy akita, który przez 10 lat czekał na swojego Pana na dworcu Shibuya, jest znana na całym świecie. Jego przywiązanie, upór i miłość do właściciela stały się wręcz symboliczne i jeszcze za życia zwierzęcia zostało uhonorowane specjalnym pomnikiem. Tym razem, by opisać te zdarzenia, za pióro chwycił Lluis Prats. Jego opowieść jest niezwykle oszczędna w słowach, ale jednocześnie magiczna w swej prostocie. W tej konwencji utrzymane są również ilustracje, skromne w środkach, lecz jakże urocze w wyrazie. Relacje w rodzinie japońskiego profesora mogą polskiemu czytelnikowi wydać się dość surowe i pozbawione emocji. Nawet jego stosunek do Hachiko w naszych realiach mógłby uchodzić za dość chłodny. Straszy czytelnik z łatwością dostrzeże i zrozumie różnice kulturowe. Młodszy, może być natomiast zdziwiony faktem, że żona zwraca się do męża: „Panie Profesorze”, on zaś mówi o niej: „Pani Ueno”.


Książka pisana jest jasnym i zrozumiałym, nawet dla młodych czetników, językiem. Przebieg akcji nie jest ani szybki ani skomplikowany, co również ułatwia lekturę małym czytelnikom. Jednakże specyfika japońskich stosunków społecznych może wymagać od rodzica dodatkowych wyjaśnień.


Przyznam, że moment w  jakim wspólnie z synem Filipem czytaliśmy historię Hachiko, był o tyle wyjątkowy, że od trzech tygodni naszym nowym domownikiem jest szczeniak buldoga francuskiego. Niewątpliwie wzmogło to przeżycia emocjonalne związane ze śledzeniem losów akity. Każdy kto wzruszył się choć odrobinę historią Lampo, z pewnością powinien również poznać Hachiko, psa, który czekał…

 

Filip i Łukasz Wściubiak

 

Przeczytaj również

Polecamy

Warto zobaczyć