To ósma część serii „Kronik Archeo”. Czytając kolejną książkę Agnieszki Stelmaszyk, nie potrafiłam uciec od porównania z Alfredem Szklarskim. Wartka akcja, zaskakujące wydarzenia, ciekawi i bliscy nam bohaterowie oraz przemycona mimochodem wiedza, w cudowny sposób przytrzymują przy tych opowieściach, tak jak przygody Tomka Wilmowskiego zatrzymywały kiedyś. Oczywiście, przygody bohaterów Stelmaszyk, osadzone są już w nieco innych realiach, przez co są bliższe światu młodych czytelników, którzy łatwiej mogą się z nimi zidentyfikować.
Akcja biegnie szybko, wciąga czytelnika w sam środek fabuły. Rozdziały są bardzo krótkie, co pozwala na wieczorne przeczytanie jeszcze kolejnego i kolejnego.
Na wielu stronach powieści znajdują się dodatkowe informacje, ilustracje, ciekawostki, które wyjaśniają pojawiające się w tekście trudne słowa, wzbogacają wiedzę czytającego, na temat informacji pojawiających się w tekście. Poprzez swoje przygody dzieci poznają historię, geografię i różne kultury. W części Szyfr Jazona czytelnicy poznają Normandię, kulturę Celtów, Paryż i dodatkowo dotkną elementów mitologii.
W „Kronikach Archeo” nieco inaczej niż serii „Terra Incognita” jawią się ilustracje. Tam czarnobiałe szkice Magdaleny Saramak, tu obrazy Pawła Zaręby. Szczerze mówiąc obrazy Zaręby nie przekonują mnie. Niewiele z nich zatrzymuje mnie, choć zakładam, że młodemu czytelnikowi mogą wpaść w oko, zwłaszcza te, które przywodzą na myśl rysunki komiksowe.
Można rozpocząć przygodę z kronikami od ósmego tomu, nie znając poprzednich, jednak podczas czytania miałam cały czas poczucie, że coś „ominęło mnie” z poprzednich części i radziłabym jednak zacząć czytanie chronologicznie. Mam wrażenie (choć nie jest ono jeszcze potwierdzone), że bohaterowie z tomu na tom stają się coraz dojrzalsi i wracając teraz do tomu pierwszego cofnę ich dość mocno w czasie. Może się mylę…
Agnieszka Jelińska-Hok