Marcin Pałasz powoli staje się marką poczucia humoru i żartobliwego widzenia świata, o ile w ten sposób mogę wyrazić swoje zdanie o pisarzu. Motto jego twórczości, zaczerpnięte z informacji okładkowej brzmi: „Słowa niosą uśmiech”.
W tym tonie jest jego kolejna książka, nosząca tytuł Licencja na zakochanie. Dylematy związane z dorastaniem i zakochaniem przeżywa grupka trzynastolatków. W tym wieku każde zdarzenie, wygląd, czy zachowanie się odmiennej płci rozpatruje się w swoisty sposób. Drobne sprawy urastają do dramatu, a Marcin Pałasz doskonale widzi różne niuanse i z zachowaniem odpowiedniego dystansu pozwala bohaterom rozwiązywać nurtujące ich problemy.
Gucio walczy o względy Lutki. Ta z kolei musi wybrać pomiędzy dystyngowanym Piotrkiem, a fajtłapowatym, lekko otyłym, ale pełnym uroku i spontanicznym Guciem.
Lutka poznaje obyczaje i zachowania mieszczańskiej rodziny Piotrka. Pierwsze spotkanie z nim w barze „Kanapka” przyprawia ją o ból głowy, bo do tej pory nie zastanawiała się, czy je zdrowo, dietetycznie i elegancko. Piotrek wciąż popisuje się swoją wiedzą w tym zakresie. Zaproszenie od Piotrka do jego domu wprawia ją w kolejny kłopot, bo nigdy nie jadła homara czy krewetek. Postanawia dokonać zmiany w swoim wyglądzie, pragnie się czymś wyróżniać. Z uśmiechem śledzimy jej poszukiwania.
Pewnego dnia cała trójka zostaje zaproszona na ranczo mieszczące się w okolicach Wrocławia, gdzie również nie obywa się bez porażek... Okazuje się, że dystyngowany Piotrek nigdy nie był na ognisku, Gucio dosiadł konia tyłem, a sama Lutka jest rozdarta pomiędzy lojalnością wobec przyjaciela, a niechęcią sprzeciwiania się zdaniu Piotrka.
Gucio, zazdrosny o przystojnego rywala, za radą nowo poznanego kolegi Bąbla także dokonuje swojej metamorfozy. Czy uda mu się zdobyć serce dziewczyny? Kogo wybierze Lutka? Dramatyczne wydarzenia w końcowej części książki, również nie ułatwiają dziewczynie podjęcia decyzji.
W tle powieści przewijają się również całkiem zwykłe postacie – dziadek Piotrka, który demaskuje prawdziwe pochodzenie jego rodziny, pani Jedlińska – dziecięca psycholog i właścicielka rancza, zlecająca Lutce wykonanie pewnej misji, zabiegana mama Lutki, która tylko na krótko pojawia się w powieści, babcia Gucia, która zdaje się doskonale rozumieć stany psychiczne dzieciaków.
Powieści Marcina Pałasza połyka się w całości. To tylko 26 rozdziałów rozpoczynających się zapisem sms-owej korespondencji grupki przyjaciół. Zastanawiam się jednak, dlaczego bohaterowie książki mają takie niepasujące do naszej rzeczywistości przezwiska?
Anna Żaczek