Choć drewniany chłopiec w krótkich zielonych spodenkach i pasiastej czapce dzierżący na okładce książki złoty kluczyk wygląda podobnie do Pinokia, to nim nie jest. No, może jest jego kuzynem. To Buratino – postać opisana przez Tołstoja, choć faktycznie po uprzedniej inspiracji książką Collodiego. Aleksy Tołstoj mówi o tym wprost – czytał Pinokia w dzieciństwie, książka zaginęła... Historię niesfornej drewnianej lalki opowiada jednak po swojemu – zachowując niektóre wątki, dodając inne. Nie chodzi jednak o tropienie podobieństw i różnic.
Dość wspomnieć, że podążamy za drewnianych młodzieńcem począwszy od czasów, gdy był polanem znalezionym przez stolarza Beppo... Śledzimy jego narodziny w rękach Carlo, który wystrugał scyzorykiem nieco dziwną kukiełkę (nie udawało jej się z nieznanego powodu skrócić nosa). Poznajemy Gadającego Świerszcza, obserwujemy sprzedaż nowiutkiego elementarza – za cztery soldy, dzięki którym Buratino zasiadł w pierwszym rzędzie w teatrze kukiełek, trafiamy razem z Buratinem w ręce mało sympatycznego jegomościa – Karabasza Barabasza. Niesympatycznych postaci to nie koniec – kot Bazyli i lisica Potronela robią wszystko, by Buratina oszukać i namówić na dotarcie do Kraju Matołków. Gdy grozi drewnianemu chłopcu śmiertelne niebezpieczeństwo, szczęśliwie Dziewczynka o błękitnych włosach zajmuje się jego zdrowiem, a potem też wychowaniem. Niestety, kolejne niebezpieczeństwa jakoś nie chcą odłączyć się od Buratina – nie ma już złotych monet, dostaje za to złoty kluczyk. Historię i właściwości kluczyka znają też inni – niestety, oprócz Drągajłły również Karabasz Barabasz.... Wiele jeszcze się dzieje, pojawiają się kolejne postaci: przyjaciele i wrogowie. Pomimo niebezpieczeństw wszystko kończy się szczęśliwie.
Opowieść prowadzona jest z fantazją, lekko, z dbałością o język, jakość wypowiedzi. Wcale to nie dziwi: w końcu napisał ją autor tak wielkiego formatu jak Aleksy Tołstoj (zresztą przekład też był w „dobrych rękach”: u Juliana Tuwima). Zachwyca piękne wydanie i idealnie pasujące do klimatu opowieści ilustracje. Kolejne kartki sprawiają wrażenie kartek z zeszytu w kratkę, trochę powycieranych – tak jakby były to zapiski Tołstoja chcącego uchwycić jak najwięcej z opowieści, która została w nim od dzieciństwa...
Anna Kossowska-Lubowicka